Dyniowy Festiwal dobiega już końca. Mam nadzieję, że i tym razem dobrze (i smakowicie ;)) się bawiliście i że dynia zyskała nowych zwolenników. Lista festiwalowych przepisów się wydłuża i – jak co roku – niezwykle ciekawie się zapowiada :)
Pora więc i na moje tegoroczne propozycje (a przynajmniej na tę ich część, którą udało mi się uwiecznić na zdjęciach ;)).
Jak pisałam wczoraj – weekend zaczął się od przygotowania dyniowego puree. W tym celu naszą ulubioną dynię wystarczy wydrążyć, pokroić na plastry, ułożyć na blasze, skropić oliwą i upiec do miękkości w temp. 200°. Następnie miąższ należy dokładnie rozetrzeć widelcem lub przetrzeć przez praskę / sito czy też zmiksować. Jeśli miąższ dyni jest dosyć wilgotny, odsączamy go na sicie. I voilà! Puree gotowe :) Teraz należy już tylko zdecydować, do czego go użyjemy ;)
(puree możemy też przygotować gotując dynię na parze lub w odrobinie wody, wtedy jednak miąższ będzie nieco bardziej wilgotny i trzeba będzie mocniej go odsączyć przed użyciem; nadmiar tak przygotowanej dyni można również zapasteryzować, o czym wspominałam w zeszłorocznym wpisie – klik).
Moja pierwsza propozycja na użycie upieczonej dyni, to przepis pochodzący z pięknie wydanej książki Silveny Rowe – ‘Purple Citrus & Sweet Perfume : Cuisine of the Eastern Mediterranean’, którą znacie być może między innymi z występów w BBC’s Saturday Kitchen. Przyznaję, że do zakupu książki skusiła mnie… przepiękna okładka oraz równie piękne zdjęcia. Przepisy oczywiście również ;) Między innymi ten poniższy, na hummus z dyni z dodatkiem za’ataru (w zeszłym roku pokazywałam Wam taki oto hummus z ciecierzycą i dynią – klik, a tutaj możecie zobaczyć niezwykle klimatyczne zdjęcia tej potrawy, prezentowane rok temu przez Lulę Lu – klik).
‚
Dyniowy hummus z za’atarem
(Silvena Rowe – ‘Purple Citrus & Sweet Perfume : Cuisine of the Eastern Mediterranean’)
ok. 450 g dyni (użyłam już upieczonego wcześniej miąższu)
3-4 łyżki oliwy, sól
3 żąbki czosnku, zmiażdżone i przeciśnięte przez praskę
1 łyżka soku z cytryny (w oryginale 3)
1 łyżka przyprawy za’atar*
3 łyżeczki mielonego kuminu
2 łyżki tahini
2 łyżki pestek z dyni, zrumienionych na suchej patelni (tym razem pominęłam)
Piekarnik rozgrzać do 200°. Dynię pokroić w plastry, ułożyć na blasze do pieczenia, skropić oliwą, posolić. Piec do miękkości (mniejsze kawałki ok. 20 minut, większe 35-40), wystudzić, a następnie dokładnie rozetrzeć miąższ dyni widelcem. Dodać pozostałe składniki, wymieszać i przed podaniem posypać pestkami dyni (w przepisie oryginalnym 1 łyżkę tahini dodajemy do masy a drugą polewamy gotową pastę już w naczyniu).
*jeśli nie mamy gotowej przyprawy za’atar, możemy przygotować ją sami; oto proporcje jakie podaje autorka :
2 łyżki oregano (lub tymianku), 1 łyżka majeranku, 2 łyżki lekko uprażonych nasion sezamu, 1 łyżka sumaku, ½ łyżeczki soli – wszystko wymieszać i przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniku
‚
* * *
Druga propozycja to dyniowe gnocchi, nieco jednak inne od klasycznych, mąkę zastąpiłam bowiem mielonymi migdałami (ze względu na dietę niektórych gości). Jako iż masa jest lekko klejąca, zamiast ‘ręcznie’ formować kulki z ciasta (wyjątkowo nie lubię sklejonych ciastem rąk… ;)), formowałam je jak ‘quenelles’ za pomocą dwóch łyżek – podpatrzyłam pomysł w Toskanii u Marghe, która w ten sposób formuje swoje ‘gli gnudi’ :)
przepis (zmodyfikowany) stąd – klik (a dla zainteresowanych również krótki film instruktażowy o formowaniu ‘quenelles’ tutaj – klik)
Dyniowe gnocchi z ricottą i migdałami
500 g dyni (lub gotowego już puree, bardzo dobrze odsączonego)
2-3 łyżki oliwy
500 g ricotty
250 ml startego parmezanu
125 ml mielonych migdałów (w oryginale mąka)
1 jajko
sól, pieprz do smaku
dodatkowo – starty parmezan i oliwa (lub masło szałwiowe) do podania
Piekarnik rozgrzać do 200°. Dynię pokroić w plastry / kawałki, ułożyć na blasze do pieczenia, skropić oliwą, posolić. Piec do miękkości (mniejsze kawałki ok. 20 minut, większe 35-40), wystudzić. Miąższ dokładnie rozetrzeć widelcem (lub zmiksować / przetrzeć przez sito), a następnie wymieszać z ricottą, parmezanem i migdałami / mąką oraz jajkiem tak, by powstała jednolita, zwarta masa (możemy ewentualnie dodać więcej migdałów / mąki jeśli masa nie jest dostatecznie zwarta; uwaga – jeśli dodamy zbyt dużo mąki, gnocchi będą twarde po ugotowaniu). Z masy formujemy kulki i gotujemy je we wrzącej, osolonej wodzie przez ok. minutę (gdy będą ugotowane, wypłyną na powierzchnię).
Podawać posypane parmezanem i polane oliwą (ja wybrałam aromatyczne masło szałwiowe).
‚
* * *
Pora na coś słodkiego.
Do tej pory piekłam ciasta dyniowe z dodatkiem świeżego, startego miąższu (moim ulubionym pozostaje to zeszłoroczne – klik), tym razem jednak postanowiłam przygotować coś z dodatkiem puree właśnie. Wybrałam przepis, który być może już znacie – ciasto dyniowo-pomarańczowe z przepisu podanego przez Bajaderkę (oryginał tutaj – klik). Dokonałam kilku niewielkich zmian, zastępując np. część mąki mielonymi orzechami, dodając więcej bakalii i zamieniając mielone goździki (za którymi nie przepadamy) na większą ilość cynamonu. Do ciasta użyłam również razowej mąki orkiszowej, w związku z czym jest ono nieco mniej wilgotne od oryginału, jednak równie pyszne :)
‚
Ciasto dyniowo-pomarańczowe
na formę babkową z kominkiem o śr. 21-22 cm
120 g miękkiego masła
175 g cukru
2 jajka (w temp. pokojowej)
250 ml przecieru z dyni (ok. 260 g), w temp. pokojowej
otarta skórka z 1-2 pomarańczy
ok. 60 ml świeżego soku pomarańczowego (u mnie z dodatkiem Grand Marnier)
200 g mąki (u mnie pół na pół pszenna biała + orkiszowa razowa)
50 g bardzo drobno zmielonych orzechów
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta soli
1 łyżeczka cynamonu
(opcjonalnie – 1 łyżeczka przyprawy do piernika, ewentualnie mniej cynamonu))
80 g grubo posiekanych orzechów włoskich (tym razem użyłam pekanów)
90 g grubo pokrojonych daktyli
+ 1 łyżka mąki do obtoczenia bakalii
Piekarnik rozgrzać do 180°.
Formę natłuścić. Przesianą mąkę wymieszać z proszkiem, sodą, solą i przyprawami. Posiekane orzechy i daktyle wymieszać z 1 łyżką mąki.
Masło ubić z cukrem i jednym jajkiem na gładką masę, następnie dodać drugie jajko i jeszcze chwilę ubijać. Stale mieszając dodać przecier z dyni, otartą skórkę z pomarańczy, mielone orzechy i ¼ mąki, a następnie partiami dodawać sok z pomarańczy i resztę mąki (nie mieszamy zbyt długo a tylko do połączenia się składników). Na koniec dodać posiekane orzechy i daktyle, lekko wymieszać, przełożyć do formy i piec ok. 50 – 55 minut (lub do suchego patyczka).
‚
* * *
‚
‚
A jeśli czasu mamy niewiele i nie chcemy brudzić więcej niż jedną miskę i widelec ;), wtedy możemy przygotować takie oto mini-pseudo- serniczki. Celowo piszę, iż są to ‘pseudo’ serniczki, ich tekstura bowiem nie do końca przypomina tradycyjny sernik czy cheesecake; piekę je w indywidualnych foremkach, dzięki czemu jest szybko i praktycznie. A goście na diecie są zadowoleni, że deser jest bez mąki :)
Pseudo-serniczki z dyni i ricotty
na 7-8 indywidualnych porcji
400 g puree z dyni
250 g ricotty
1 jajko + 2 żółtka
100 g cukru pudru (u mnie zmielony trzcinowy)
½ łyżeczki cynamonu
otarta skórka z 1 pomarańczy
opcjonalnie – 50 g płatków migdałowych (część zachować do posypania)
+ 2 łyżki cukru trzcinowego do posypania
Piekarnik rozgrzać do 180°. Foremki natłuścić.
Ricottę wymieszać dokładnie z dyniowym puree na gładką masę (ewentualnie zmiksować). Dodać pozostałe składniki i dobrze wymieszać (możemy pominąć dodatek płatków migdałowych). Przelać masę do foremek, posypać odrobiną cukru oraz płatkami migdałowymi i piec ok. 25-30 minut.
‚
* * *
I na koniec jeszcze zupa, choć nieco poza dzisiejszą tematyką, przygotowana jest bowiem ze świeżej dyni, a nie z dyniowego puree. Stwierdziłam jednak, że tym, którzy piekarnika nie mają, też się należy jakiś przepis! ;) Jest więc zupa, niezwykle delikatna i aromatyczna, z dodatkiem imbiru, pomarańczy i mleka kokosowego. Przgygotowałam ją na bazie przepisu na zupę marchewkowo-pomarańczową, zamieniając marchew na dynię i dodając również mleko kokosowe, zupa bowiem nie do końca odpowiadała mi w swoim ‘pomarańczowym’ tylko wydaniu. Na szczęście mleko kokosowe idealnie dopełniło smak zupy :)
‚
Zupa dyniowo-pomarańczowa z mlekiem kokosowym
na ok. 4 porcje
3 łyżki oliwy / oleju
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
kawałek świeżego imbiru (ok. 2 cm)
ok. 800 g dyni (waga po obraniu)
sok z 2 pomarańczy + otarta skórka z 1 pomarańczy
ok. 800 ml delikatnego bulionu
150 ml mleka kokosowego
sól, pieprz do smaku
do dekoracji – świeża kolendra + skórka z pomarańczy
Dynię obrać, oczyścić i pokroić w kostkę. Imbir zetrzeć (powinniśmy otrzymać ok. 1 płaską łyżkę). Czosnek zmiażdżyć i poszatkować. Cebulę poszatkować i udusić na rozgrzanej oliwie. Po kilku minutach (4-5) dodać czosnek i imbir i dusić jeszcze chwilę. Następnie dodać dynię, sok i skórkę z pomarańczy i tyle bulionu / wywaru, by zakryć warzywa. Gotować do miękkości (ok. 20-25 minut), następnie dodać mleko kokosowe i całość zmiksować. Podawać zupę udekorowaną np. listkami kolendry i paskami otartej skórki z pomarańczy (dodałam również odrobinę czerwonego pieprzu dla ozdoby).
‚
* * *
A na obiad była dziś dynia w najprostszym wydaniu :
‚
‚
- upieczona z odrobina oliwy, rozmarynu i tymianku, z dodatkiem pieczonych ziemniaków (dla kontrastu wybrałam fioletowe ;)). Do tego nieco startego pecorino (tym razem toskańskie ‘resztki’ truflowego, mocno dojrzałego pecorino). I nawet listopad nie jest nam straszny, gdy w kuchni wciąż tyle mamy ciepłych kolorów ;)
‚
To tyle na dziś moi drodzy. Przepraszam za ten lekki ‚poślizg’ i mam nadzieję, że przetrwaliście ten przydługi post ;)
Pozdrawiam Was serdecznie!
I – jak wspominałam w poprzednim poście – ciekawa jestem, które z przygotowanych przez Was do tej pory dyniowych dań okazały się największym ‚hitem’ ;), które z nich najbardziej przypadły do gustu Waszym kubkom smakowym, szczególnie jeśli jest to Wasze pierwsze spotkanie z dynią i jeśli dopiero próbujecie się z nią polubić.
Chętnie poczytam o Waszej prywatnej liście dyniowych ‚przebojów’ tego sezonu :)
‚
EDYCJA
Grrr… Okazuje się, iż nocna pora nie służy zajmowaniu się blogiem :/ Właśnie skasowałam poprzedni post, a co za tym idzie również Wasze komentarze do niego i ewentualne linki ‚festiwalowe’ :( Jutro sprawdzę, czy mam gdzieś jeszcze kopię do odzyskania; przepraszam (przede wszystkim ze względu na Wasze komentarze :/ ).
‚
Dynię polubiłam w tym roku dzięki…Tobie i festiwalowi dyni:-) Dziękuję raz jeszcze!!
Wczoraj zagościła u mnie duuża dynia bo tylko taką mogłam upolować i risotto jaglane z jej dodatkiem http://malachitowa-laka.blogspot.com/2011/10/jaglane-risotto-z-dynia.html Żałuję, że nie mogę mieć np Butternuta, ale mam nadzieję wiele doświadczeń dyniowych przede mną… jak tylko będę mieć swój warzywnik napewno dynie będą dumnie królować..:-) Pozdrawiam ciepło!!
Sabik, ciesze sie, ze moglam sie przydac ;) Trzymam kciuki za warzywnik i dyniowe plony! :)
Smakowite te wszystkie dyniowe szaleństwa, jeszcze raz dzięki!! A teraz u mnie na topie są gruszki, jabłka i orzechy:-)
Wow, Beo!!! Jestem zauroczona. Daniami i zdjeciami! Same wspanialosci.
Ja chyba jeszcze nie mam ulubionego przepisu. Tyle dyniowych dan jeszcze przede mna. Np. zupa dyniowo-pomaranczowa rzucila mi sie tez gdzies w oczy, dzisiaj Twoje gnocchi i pseudo serniczki i ten hummus…:) Ach, tyle dyniowych nowosci, ze nie wiem sama za co sie najpierw zabrac. Na szczescie dyn u nas duzo i roznych wiec bede miala co robic na jesienno-zimowe kolacje:)
Pozdrawiam cieplo!
Dokladnie tak Agnieszko, przede mna tez dyniowa jesien i zima ;)
Bawiłam się znakomicie, a co ciekawsze – dalej z przyjemnością przeglądam dyniowe przepisy. To było moje pierwsze słowo w dyniowym temacie, ale z pewnością nie ostatnie. Dziękuje za zachętę!
Bee, milo mi, ze nabralas ochoty na dalsze dyniowanie! Moja dyniowa ‚misja’ przynosi efekty ;)
Beo,wspaniałe potrawy z dynią.
Chciałabym spróbować wszystkiego…
Pozdrawiam Cię ciepło.
Amber, a ja chcialabym moc sprobowac wszystkiego z Waszych blogow… Szkoda, ze nie mozna sie tak wirtualnie wymienic ;)
Beo,naprawdę?! To miłe bardzo.
Ja też żałuję,że nie można tak próbować wirtualnie…
Oczywiscie ze naprawde! Zawsze gdy wchodze na Twojego bloga np., to czuje sie niezwykle ‚mala’… Proponujesz naprawde ciekawe dania, wiesz? Mysle, ze wiesz ;)
Tegoroczne spotkanie z dynią było moim pierwszym, ale na pewno nie ostatnim :)
Cudowne propozycje i wspaniała akcja! Ciasto dyniowo-pomarańczowe chętnie wypróbuję, ale chyba dopiero za rok. W tym niepodzielnie rządzi u mnie jedno ciasto, które przygotowuję co kilka dni. Gdy tylko widzę, że już mało zostało, od razu lecę piec kolejne :) http://bakeandtaste.blogspot.com/2011/10/ciasto-dyniowe-z-daktylami-bez-jajek-i.html
Pozdrawiam serdecznie
Kasiu, dziekuje za te bezjajeczna propozycje! Przyda sie niebawem :)
Jestem zachwycona :D Najbardziej ciastem dyniowo-pomaranczowym i dyniowym gnocchi :) mniam! To sie nazywa maraton dyniowego kucharzenia :D
Oj tak Auroro, byl maraton w weekend! W zwiazku z czym spalam dzis ‚az’ 4 godziny :D I wlasnie koncze poprawiac testy i wyliczac srednie… :/
Ale pysznosci! Mowisz, ze to tylko czesc dyniowych smakolykow, ktore przygotowalas w tym roku? Jestem pod wrazeniem. To dyniowe szalenstwo w najczystszej postaci Beatko :)))) Mnie udalo sie tylko usmazyc placuszki. Malo czasu mialam, jakos tak wszystko jednoczesnie spadlo mi na glowe. Kolejne dynie czekaja na przetworzenie wiec bedzie cos wiecej ale niestety na Twoj Festiwal juz sie nie zalapie :( A Twoje przepisy juz sobie zapisalam i na pewno z nich skorzystam :)
P.S. Z niecierpliwoscia czekam juz na Czekoladowy Tydzien :))
Usciski.
Majko, byly jeszcze placuszki na slodko i na slono, byly ‚zwykle’ dyniowe zupy, dynia pieczona w formie prekaski, bylo curry z baklazanem… Tylko czasu na zdjecia i na pisanie malo niestey :(
A do czekoladowego na szczescie jest jeszcze troche czasu ;)
Chcialam napisac oczywiscie Czekoladowy Weekend :))
oj szaleństwo nie wiadomo co najpierw podziwiać :D
Margot, mnie Twoje czekoladowe ciasto barrrdzo sie spodobalo!
Beo, jesteś niesamowita!! Będę to powtarzać i powtarzać,bo tak jest. Cuda z tej dyni robisz, aż chce się sięgnąć przez monitor. Wszystko mi się baaaardzo podoba!
Pozdrówki Kochana :*
Nieee… nie jestem, ale ciesze sie, ze moje propozycje Ci sie podobaja Majano :)
te „serniczki” wyglądają niesamowicie. Lubię takie desery w indywidualnym naczyniu :) nie stresuje mnie krojenie oraz ewentualne zniekształcenie ciasta.
Jakoś w tym roku mijam się z dynią. Mam wrażenie, że „przespałam” jesień.
Peggy, ja o wiele bardziej wole takie indywidualne wypieki wlasnie; nie dosc, ze kroecej sie pieka, to i ganaralnie mniejsze ryzyko zakalca czy ‚odksztalcenia’ wlasnie ;)
Beo, i jeszcze dyniowe zupy.
Czekam już na następny Festiwal, mam nadzieję, że wreszcie z własnymi dyniami.
Narzeczono, tez mam nadzieje, ze dynie nareszcie obrodza…
Zainspirowałaś mnie do dyniowych gniocchi, chociaż zupę dyniową mogłabym jeść bez przerwy. Nie chcę jednak zniechęcić moich domowników do tego dania, czas więc na przetworzenie dyni w inne smakowite danie. Dziękuję za inspirację i pozdrawiam.
Witaj Maryno! Wiesz, mnie podoba sie to, ze nawet zupa z dyni za kazdym razem moze miec inny smak; czy sama, czy w towarzystwie innych warzyw – dynia jest absolutnie niesamowita :)
Silvena Rowe to tutaj najbardziej znana szefowa kuchni z Europy Wschodniej (jest Bułgarką) i wszystkie jej książki sa przepięknie wydane – ja mam Feast:-) i nie dziwię się, że skusiłaś się na Purple… ja bardzo chcę też Orient Express
Anno Mario, Feast tez mnie kusilo, ale ostatecznie stanelo na ‚cytrusach’;) Orient Expres tez swietnie sie zapowiada!
A Silvene znam tylko z programow tv niestety, ale to co prezentuje zazwyczaj trafia w moj gust :)
Beo, jeszcze ja dołączę, nie wiem tylko, czy nie za późno. U nas wczoraj również gnocchi , tylko że dyniowo -ziemniaczane z szałwiowym masłem.
http://www.kuchnianadatlantykiem.com/2011/10/festiwal-dyni-dyniowe-gnocchi-z.html
Twoje propozycje dyniowe są jak zwykle bardzo oryginalne i smakowite. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Agnieszko, oczywiscie ze nie jest za pono! Dziekuje Ci serdecznie, ze mialas ochote i w tym roku sie przylaczyc :)
Niesamowita jestes Beo!!!! tyle wspanialosci!!! osobiscie najbardziej gnocchi mi sie podobaja,ale ja jestem ich fanka,wiec nic dziwnego ;) poza tym ten hummus i serniczki sa tez apetyczne,zreszta co ja tu wypisuje….wszystko na pewno bylo przepyszne :)
Wprawdzie do festiwalu tylko mam 2 propozycje,ale u mnie dyniowe „szalenstwo” trwa od poznego lata do wczesnej wiosny ,wiec jeszcze podyniuje sobnie -hihi
http://emigrantki-w-kuchni.blogspot.com/2011/10/quiche-z-dyniacukinia-i-camembertem.html
http://emigrantki-w-kuchni.blogspot.com/2011/10/dyniowe-racuszki-z-jablkami.html
usciski i czekam na podsumowanie i wspanialosci przyrzadzone przez innych :)
Gosiu, u mnie tez bedzie dyniowo az do wiosny pewnie ;) Dziekuje za linki i za udzial w Festiwalu!
rewelacja! i aż żałuję, ze nie zaczęłam tego weekendu od przygotowania puree :( poprawię się,za jakiś czas
Jswm, kazda pora na dyniowanie jest dobra ;)
Zapomnialam napisac, ze zastanawialam sie nad kupnem ksiazki, o ktorej piszesz a Ty tylko mnie bardziej do tego zachecilas. Ciesze sie, ze ja polecasz :))
Milego wieczoru.
Majko, mam wiec nadzieje, ze i Tobie ksiazka przypadnie do gustu :)
Beo! Ja dynię kocham już absolutnie i nie wyobrażam sobie jesieni bez niej! A to wszystko dzięki Tobie :)
No i tak na ostatnią chwilę , trochę żartem, ale co tam, uczestnictwo się liczy, prawda?
http://zlotapszczola.blogspot.com/2011/10/festiwal-dyni-2011-dyniowa-zupa-z.html
Świetne są Twoje propozycje tegoroczne, szczególnie pseudoserniczki mnie zaciekawiły. A dyniowe puree w lodówce czeka – ale teraz to chyba zamrożę i zrobię coś zimą. Rodzinka bardziej doceni jak troszkę dyniowego postu im zafunduję :)))
Niedzielko, no pewnie ze sie liczy! Jak milo Cie znow widziec :)
Beatko, widać, że nie próżnujesz w kuchni, a Twoja dyniowa kolekcja chyba topnieje w przerażającym tempie? :)
Wszystko przesmacznie się prezentuje i kusi już samym wyglądem. Największą chrapkę chyba miałabym na te dyniowe „serniczki”. :)
A odpowiadając na pytanie, mnie z dotychczasowych, tegorocznych dyniowych potraw najbardziej smakowała kasza jęczmienna przygotowana tak jak risotto. Pewnie dlatego, że w moim menu ta właśnie kasza to poniekąd nowość. :)
Przesyłam uściski i wielkie podziękowania za tegoroczny Festiwal! :**
Beo a mogłabyś napisać słówko o zimowym przechowywaniu dyń?
W jakiej temperaturze i jak długo składujesz takie świeże, nieprzetworzone dynie? Na pewno temperatura ma znaczenie dla czasu przechowywania, dlatego pytam, bo nie mam zimnej piwnicy :)
Jak dotąd jestem zachwycona twoimi przepisami i sama nie wiem na którą odsłonę się zdecydować :)
Karolino, dynie najlepiej przechowywac w temp. 10-15 stopni, choc mozesz przechowywac je tez w mieszkaniu, wazne by nie bylo im za goraco (wiec z daleka od kaloryfera np.). Dobrze, by nie bylo zbyt duzo wigoci i by byl przewiew. Trzeba regularnie dynie ogladac i gdy tylko ktoras nie wyglada za dobrze, natychmiast ja przetwarzamy ;)
Ja trzymam moje w pomieszczeniu, gdzie jest podkrecony kaloryfer i uchylone lekko okno (im cieplej, tym krocej dynie beda lezakowac).
Pozdrawiam!
Mam pytanie – co zrobić z riccotą w przepisie na gnochi? Bo jest na liście składników, a potem się nie pojawia. Wymieszać po prostu z całą resztą? Przepisy bardzo ciekawe, a zdjęcia jak zwykle cudne :)
Witaj Magdo. oczywiscie ricotte dodajemy do pozostalych skladnikow i dokladnie mieszamy; dziekuje za czujnosc, juz dopisalam.
Pozdrawiam!
Bea, w tym roku niestety nie biorę udziału w Festiwalu Dyni, co nie znaczy, ze u mnie nie gości. Jest to moja jesienna królowa :) Od półtora tygodnia codziennie ją jem, zazwyczaj w wersji tajine na ostro z harrisą i z kuskusem (bo nadal chcę jeść tak prosto jak jadłam na Saharze). Ale już się rozglądam za nowymi inspiracjami, zwłaszcza tymi prostymi, bo ostatnio takie jedzenie kocham :)
A hummus z książki Silvery Rowe robiłam w zeszłym roku :) Pyszny jest, prawda?
uściski :)
Lula, witaj po przerwie :) Ciesze sie, ze dynia nadal u Ciebie gosci :) I oczywiscie pozytywnie zazdroszcze wrazen z Sahary! Doskonale rozumiem Twoje zamilowanie do prostych potraw, dlatego wlasnie ja najczesciej przygotowuje zwykla, pieczona dynie, z odrobina przypraw i oleju, a czasami tylko z czosnkiem i sola. Bardzo nie lubie ‚udziwnien’ i podchodze do takich dan troche jak do jeza ;)
PS. Niech zyje skleroza… Zupelnie nie pamietalam, ze ten zeszloroczny Twoj przepis to byl wlasnie TEN hummus! Mea culpa…
Książka i przepisy Roweny są tak fantastyczne, że warto aby się pojawiały :) Cieszy mnie to, że sięgnęłaś po tą książkę i że ten hummus wpadł Ci w oko :) Podobny gust dyniowy? :)
U mnie się teraz dusi gulasz dyniowy z cebulą, marchewką, czarną soczewica i pomidorami i wędzoną papryką. Z kaszą jaglaną będzie idealnym obiadem do pracy :) i jak się okazało dynia jest idealnym owocem pomocnym do czyszczenia lodówki i szafek z zapasów, bo pasuje niemal do wszystkiego :)
A z kolei proste potrawy to dla mnie takie dania jednogarnkowe z kilku składników. Bez udziwnień i ceregieli. Taki dyniowy gulasz doskonale się wpisuje w ten nurt.
A co do Sahary. Bea, jakie tam miałam jedzenie! Beduini gotowali nam posiłki na ognisku i w osmalonym garze (takie właśnie proste, jednogarnkowe potrawy). Do tego chleb pieczony w żarze i granaty i daktyle na deser. I oczywiście herbata z miętą gotowana na żarze… i to wszystko jedzone na pustyni. Najchętniej wyszłabym na podwórko i tak przygotowała posiłek ;)
uściski :)
Lula, bardzo podobny gust w takim razie :)
(jesli nie masz nic przeciwko, to chetnie dodam linka do Twojego zeszlorocznego wpisu…)
I calkowicie sie z Toba zgadzam – dynia pasuje praktycznie do wszystkiego, bardzo latwo wiec cos smakowitego z niej wyczarowac, prawda?
U mnie dzis wyjatkowo dynia bedzie tylko dodatkiem ;) dostalam bowiem od uczennicy ‚nalesniki’ injera i dodam tez dyni do sosu ;) Wiem wiem, niezbyt tradycyjna wersja to bedzie ;))
To co piszesz o Saharze jest niesamowicie apetyczne! Zamykam oczy i widze te posilki… Chetnie wyszlabym z Toba na podworko ;)
Dodawaj, przecież i tak jest u Ciebie :) nie słyszałam o tych naleśnikach. Ciekawe. Daj znać jak smakowały.
Tak, dynia, to taki czarodziejski owoc, który może być traktowany także jako warzywo i jest bardzo przyjazny i elastyczny smakowo :)
Apetyczność to jeden z aspektów Sahary :) Widziałaś te kilka zdjęć, które wrzuciłam u siebie?
Zaraz poszukam też zdjęć dyni, bo takie zrobiłam na suku jak już wróciliśmy z pustyni. Ogromne, apetyczne i pachnące (musiałam włożyć nos do wnętrza dyni ;)). Ale, ale, nie wiem jak jest dynia po arabsku. Muszę ten brak nadrobić.
Dodalam :)
Injera kocham nad zycie! Zawsze gdy mam jakiegos uczna (a raczej uczennice ;)) z Somalii lub Etiopii to niecierpliwie czekam na mozliwosc degustacji ;) Tym razem mam przesympatyczna pania, ktora gdy tylko dowiedziala sie, ze tak bardzo lubie injera, juz po raz drugi przyniosla mi 15 sztuk olbrzymich ‚nalesnikow’ + pyszne sosy do tego (zawsze starcza mi jedzenia na minimum 2 dni, dzis musze tylko ‚dorobic’ troche sosu ;)).
Tutaj masz linka do przepisu ‚step by step’, moze sie skusisz i wyprobujesz? :)
http://burakaeyae.blogspot.com/2007/02/step-by-step-injera-instructions-real.html
Zdjecia widzialam przed chwila, sa naprawde niesamowite… I tak jak pisalam u Ciebie – domyslam sie, iz nie oddaja wszystkich wrazen.
A zdjecia dyni chetnie zobacze :)
Piękne zdjęcia i super potrawy. JA niestety, w tym roku nie wzięłam udziału w tym festiwalu, ponieważ akuram jestem w trakcie przeprowadzki do innego miasta. Teraz z dynią byłoby za dużo roboty, połowę garnków i mebli mam juz w nowym mieszkaniu. Obecnie goruję na „półgwizdka” :)
W przyszłym roku na pewno nie opuszczę festywialu dyni.
Pozdawiam serdecznie An z Chatki
An, zycze wiec duuuzo energii teraz! Ja niestety przeprowadzek mam juz troche dosyc (kto wie, moze wyczerpalam swoj przeprowadzkowy limit? ;)), do nastepnej wiec trzeba bedzie mnie bardzo mocno zmotywowac ;)
Mam nadzieje, ze wszystko jak najszybciej sie zakonczy i ze juz niebawem bedziesz mogla kucharzyc w nowej kuchni :)
Pozdrawiam!
wiedziałam, wiedziałam i jeszcze raz wiedziała, ze przygotujesz tyle dyniowych pyszności, a ja dodatkowo będę chciała je wszystkie wypróbować :) Cudowne fotki :) Pozdrawiam1
Ja poproszę dyniowe gnocchi! To trochę taka wersja dla leniwych dyniowo-ricottowych pierożków, coś więc idealnego dla mnie. Dodaję oczywiście link do mojego fesiwalowego wpisu: http://jakbulkazmaslem.blogspot.com/2011/10/jednym-sowem-dynia.html
Pyszności! Na pewno wypróbuję wszystkie przepisy.
Dziękuję za mnóstwo informacji na temat dyni i za pyszną festiwalową zabawę!
Pozdrawiam!
BEatko tyle dobroci na raz. Dobrze, że mam jeszcze dużo dyń, to będę mogła wypróbować.
Wyobraź sobie, Beo, że dziś, całkiem niespodziewanie, kupiłam dynię hokkaido! niespodziewanie dla mnie, bo w miejscu, gdzie bym się nigdy nie spodziewała znaleźć czegoś takiego – w magazynie typu Cash&Carry, Selgross. do tego ta dynia jest z eco, znaczy z gospodarstwa ekologicznego :D
Jest nieduża, jak średnia główka kapusty.
Myślę, że zrobię ją pieczoną, by łatwiej mi było porównać jej smak z dynią marki Dynia ;)
pozdrawiam :)
Wiewiorko, swietnie! Mam nadzieje, ze jej smak i Tobie przypadnie do gustu (pieczona jest wyborna!).
Pozdrawiam serdecznie!
Polecenie wykonane ;)))) Pozdrawiam cieplutko i słonecznie!
Ps. Nie wiem czy to dla Ciebie dobra rekomendacja, ale jak dla mnie najlepsza – wczoraj Bunia z apetytem wylizywała resztki Curry z dyni i bakłażana z Twojego przepisu :)
Basiu, to jest olbrzymia rekomendacja!!! Jestem pod wrazeniem :))
PS. Dziekuje bardzo! Podsumowanie juz prawie skompletowane, ‚zawisnie’ dzisiaj :)
Dziekuje Wam serdecznie za wszystie komentarze oraz (a nawet przede wszystkim ;)) za udzial w Festiwalu :) Podsumowanie ‚zawisnie’ ju dzis :)
Pozdrawiam!
Pingback: Festiwal Dyni 2011 - podsumowanie « Bea w Kuchni
Jej, czemu kupiłam taką małą dyńkę?! Beo, propozycje twe są rewelacyjne! Serniczków tylko nie kupuję, bo mi dynia nie gra w takiej serowej wersji. Ale piękny hummus, to ciasto z pomarańczową nutą, ta zuuuupa! Super! Dziś piekłam moje dyniowe ciasto, ale czuję,że skuszę się szybko na Twoje dyniowe pyszoty.
Bea czy te puree z dyni w tych serniczkach to z dyni pieczonej?
Aga – tak, u mnie z pieczonej, ale moze byc z ugotowanej na parze i b. dobrze odsaczonej.
nie nie, wolę z upieczonej, bardzo mnie to cieszy, że właśnie z takiej, dziękuję :)
Alez prosze :) I udanej degustacji zycze :))
Pingback: Z jesienią w tle… « Bea w Kuchni
Dyniowo-migdałowe gnocchi są rewelacyjne, bardzo spodobała mi się też metoda formowania ich dwiema łyżkami. Do tej pory, kiedy we francuskich przepisach na quenelle natykałam sie na sformułowanie „uformować quenelle za pomocą dwóch łyżek”, nie wiedziałam zupełnie, jak się do tego zabrać.
Do masy dodałam sporo pudru z migdałów i mąki – bez nich gnocchi rozjeżdżały się zupełnie w gorącej wodzie.
Pingback: Zupa dyniowo-pomarańczowa z mlekiem kokosowym « Berberrus
Pingback: Zupa dyniowo-pomarańczowa z mlekiem kokosowym | Berberrus
Pingback: Zupa dyniowo-pomarańczowa z mlekiem kokosowym