W środę rano wybieram się na targ w Sienie. Niestety jestem lekko (by nie powiedzieć mocno…) rozczarowana : zaledwie kilka straganów z produktami spożywczymi, a cała reszta (80%) to odzież, ręczniki, pościel, buty, torebki, sprzęt gospodarstwa domowego, itd, itp. Poza tym większość rzeczy jest bardzo wątpliwej jakości, najczęściej ‘made in China’. Niewiele więc ma to wspólnego z tym, czego się naczytałam o barwnych, toskańskich targach ;) Mam jeszcze cichą nadzieję, iż w Pienzy będzie lepiej…
Później wracam już po raz ostatni na Piazza del Campo i korzystając z wyjątkowo pięknej, słonecznej aury wypijam cappuccino na jednym z tarasów (a propos kawy i kafejek : na Piazza del Campo polecam wam ‘Il Palio’, za to odradzam bar ‘La Costa’ (nieco dalej) – wypiłam tu najdroższe i najgorsze jakościowo cappuccino podczas całego toskańskiego tygodnia; obsługa też do najmilszych niestety nie należy…).
Wczesnym popołudniem zaś docieram do głównego punktu mojej wyprawy, stolicy pysznego, owczego pecorino – Pienzy :)
‚
Okazuje się, iż tego dnia i tutaj trafiam na targ, który niestety wygląda dosyć podobnie do tego, który odwiedziłam rano w Sienie : sporo ‘chińszczyzny’, mało produktów lokalnych i zaledwie kilka straganów spożywczych. Za to ponownie sporo turystów ;)
(później dowiaduję się, iż był to taki ‘wyjątkowy’ ;) targ, który ma miejsce tylko raz w roku, a ten ‘regularny’ ma miejsce w piątki, na obrzeżach miasteczka)
Na szczęście już chwilę później mijam stragany i trafiam na pierwszy z licznych, niesamowicie ‚aromatycznych’ ;) sklepików :
‚
Mijam kolejne wystawy sklepowe, próbuję następnych gatunków pecorino i wiem, że niezwykle trudno będzie mi się zdecydować na zakup kilku tylko serów; osiołkowi w żłoby dano ;)
Tak jak w San Gimignano ‘reklamował’ się mistrz lodów, tak tutaj eksponowane są w witrynach sklepowych wyróżnienia zdobyte przez serowych mistrzów :
‚
‚
Niestety u tego pana akurat nic nie kupuję – zaabsorbowany jest czytaniem gazety i nie odpowiada nawet na moje grzeczne ‘salve’; ale może to i dobrze, dzięki temu bowiem poznaję kogoś bardziej sympatycznego ;)
Wchodzę do kolejnego ze sklepików i tam jest już zupełnie inaczej :) Przemiłe małżeństwo z uśmiechem pozdrawia wszystkich wchodzących, pyta czy chce się czegoś spróbować, doradza. Próbuję kilku gatunków pecorino i przepadam z kretesem – będę tu wracać dwa razy dziennie :D
‚
La Bottega da „Marusco e Maria”, Corso il Rossellino 21, Pienza
‚
Oprócz serów (każdego z nich możecie spróbować) kupić tu można różne inne regionalne specjały (również przepyszne wędliny np.) oraz – rzecz jasna – wino. Między innymi takie, które – z wiadomych względów ;) – koniecznie powinnam była kupić :
‚
‚
Niestety cena powstrzymuje mnie przed jego nabyciem, choć teraz chyba żałuję, że dałam wygrać rozsądkowi… Bardzo to do mnie niepodobne ;) Mam więc nadzieję, że wino poczeka tam jednak na mnie do wiosny :)
W Pienzy znajdziecie oczywiście sporo takich sklepików z produktami regionalnymi, wszak z tego właśnie żyje miejscowa ludność – z żądnych toskańskich specjałów turystów ;)
‚
‚
Spaceruję uliczkami chłonąc atmosferę tego malowniczego miasteczka. Każdy zaułek, każde okno, każda uliczka – wszystko tu jest ukwiecone i zadbane :
‚
I na dodatek – takie oto urocze nazwy na tabliczkach : ulica Miłości, Szczęścia, Pocałunku… :)
‚
‚
Patrząc na ‘tubylców’ zastanawiam się, jak żyje się w miejscu tak obleganym przez turystów? Czy z czasem nie staje się to męczące? Czy ta starsza pani nie ma czasami nas wszystkich dosyć? ;)
Wracam na plac główny – Piazza Pio II, okrążam Duomo, przystaję przy Palazzo Piccolomini. Gdyby nie papież Pius II, kto wie jak dziś wyglądałaby Pienza… To dzięki niemu właśnie Corsignano, z którego pochodził, miało zostać przebudowane i przemienione w utopijne, renesansowe miasto idealne – la città ideale. Prace posuwały się niezwykle szybko (za szybko…), co dziś niestety widoczne jest między innymi w Duomo, gdyż nawa główna coraz bardziej ‘osiada’ z upływem lat (na zdjęciu poniżej : nawa, widziana tutaj z boku, wygląda na lekko pochyloną, zwróćcie uwagę na jej odległość od muru u góry i na dole) :
Niestety śmierć i architekta (Rossellini), i papieża powoduje przerwanie prac nad przebudową Pienzy, które trwały zaledwie kilka lat; la città ideale pozostaje więc taka, jaką możemy dziś podziwiać (aktualnie miasto wpisane jest na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO).
Najpierw zwiedzam Duomo (to niesamowite, że w tak niewielkim miasteczku można zobaczyć taką budowlę…), później idę do Palazzo Piccolomini, gdzie sprzedająca bilety pani proponuje mi wizytę z przewodniczką, po francusku. Gdy na pytanie, jak mam na imię odpowiadam – Beata, uśmiecha się i mówi, że jedna z jej przyjaciółek, która tutaj mieszka, to też Beata! :) Po raz kolejny więc w tym tygodniu powtarzam sobie, że świat jest mały ;)
‚
* * *
Cały następny dzień spędzam spacerując po okolicy; wybieram się do Monticchiello (spojrzcie na te widoki! – klik), przyznaję jednak, że po ok. 40 minutach marszu gdy widzę, ile jeszcze będę musia ześć w dół doliny, bo później ponownie się ‘wspinać’ – daję za wygraną i wracam do Pienzy ;)
Pienza od strony Monticchiello
‚
Zwiedzam położony nieco poniżej Pieve di Corsignano, w którym to był ochrzczony wspomniany papież Pius II. To kolejny z licznych tu w Toskanii ‘surowych’, romańskich kościołów, położony w bardzo malowniczym miejscu.
w dole – kosciół Pieve di Corsignano z charakterystyczną okrągłą wieżą
‚
Wystarczy wyjść nieco poza miasteczko, by znaleźć się wśród takich oto krajobrazów :
Są też oczywiście i winnice
‚
‚
i gaje oliwne
‚
‚
nawet w ogrodzie ‘mojego’ B&B rośnie kilka drzewek oliwnych
‚
a domu strzeże przeurocza Luna ;)
A skoro już o miejscu mojego noclegu mowa, to jeśli szukacie jakiegoś spokojnego lokum w Pienzy, polecam Wam ten oto adres – Bed&Breakfast La Quiete (informacje tutaj – klik oraz tutaj – klik). Dom znajduje się w niezwykle cichym, oddalonym od ulicy i zgiełku miejscu, tuż przy wałach otaczających miasto; to właśnie bezpośrednio tą urokliwą drogą (tuż za domem) dojdziecie do centrum miasteczka
‚
”
a przed Wami roztaczać się będą takie widoki :
‚
‚
Właściciel jest przemiłym, sympatycznym panem na emeryturze, który sam zajmuje się domem i dba, by gościom niczego nie brakowało. No dobrze, na śniadanie nie ma świeżego pieczywa, tylko takie nieco bardziej ‘przemysłowe’, to fakt, ale pyszna kawa i widok na Val d’Orcia z tarasu i tak Wam to wynagrodzą ;)
A gdy już będziecie w Pienzy, to zatrzymajcie się koniecznie w osterii ‘Sette di Vino’, na Piazza di Spagna. W południe jest tutaj sporo spacerujących turystów, wieczorem jednak jest tu bardzo przytulnie (radzę zarezerwować wcześniej stolik, często bowiem brakuje tu wolnych miejsc; zamknięte w środy).
‚
‚Sette di Vino’ – zdjęcie zrobione w dzień ‚wolny od pracy’ (środa)
‚
Uwaga – nie zjecie tam ani makaronu ani pizzy, nie dostaniecie też tam kawy :) W zamian jednak możecie skosztować pysznych crostini, np. funghi e tartufo (grzyby i trufle) czy formaggio e noci (ser i orzechy); zjadłam tam też chyba najlepsze brushette tego toskańskiego tygodnia – olio, aglio e pomodori, pecorino e tartufo oraz – specjalność szefa – ricotta e cipolla (pycha!). Spróbujcie też koniecznie innej ichniejszej specjalnosci – grilowanego pecorino. I do tego – koniecznie! - zuppa di fagioli (toskańska fasolowa). Gdybym mieszkała w okolicy, to z całą pewnością wykupiłabym sobie karnet obiadowy u Luciano właśnie (zreszta dobrym znakiem jest fakt, że stołują się tutaj również ‘miejscowi’, nie jest to tylko i wyłącznie typowo turystyczne’ miejsce). A po posiłku oczywiście koniecznie wypijcie kieliszek vin santo, lub ewentualnie grappy, w zależności od tego, w jakiego typu trunkach bardziej gustujecie ;)
(wybaczcie, iż zdjęć potraw nie mam, nie najlepiej jednak czuję się robiąc zdjęcia w tak kameralnych miejscach… może następnym razem się jednak odważę ;))
* * *
W piątek, przed odjazdem, po raz ostatni spaceruję po uliczkach Pienzy
‚
oraz murach otaczających centrum miasteczka – czyż nie ma się ochoty spocząć tu na chwilę napawając się takimi widokami?
‚
‚
Przyznaję, że z Pienzy wyjeżdżam z lekkim smutkiem…
Wracam do Sieny, później przesiadka do Arezzo i na powrót – do Casentino (Stia). Spędzam kolejny miły wieczór z Marghe (jej gli gnudi rozpływają się w ustach!), a w sobotę rano jedziemy na kilka godzin do Florencji (niestety to zbyt mało, by móc Wam o tym mieście napisać coś konkretnego, poza ogólnym wrażeniem rzecz jasna, że jest to wyjątkowe i niesamowite miejsce, do którego trzeba absolutnie wrócić na dłużej, na spokojnie…).
Wieczorem zaś czeka mnie niezwykle miła niespodzianka – kolacja w wyjątkowej restauracji ‘La tana degli orsi’ w Pratovecchio. To kuchnia toskańska, jednak w wdaniu nieco bardziej gastronomicznym; można by nawet rzec – w wydaniu ‘gwiazdkowym’ ;)
Wszystko, absolutnie wszystko co zamawiamy (a lista jest dość długa ;)) jest wyborne! Wszystko rozpływa się w ustach, to prawdziwa uczta dla podniebienia. A na dodatek ceny są naprawdę niezwykle przyjazne jak na tego typu lokal (jestem wręcz w lekkim szoku, że za taką cenę można mieć taką jakość!). Jeśli więc w czasie wakacyjnych wojaży będziecie kiedyś w pobliżu, zarezerwujcie koniecznie stolik w tym smakowitym miejscu; jestem pewna, że nie pożałujecie :)
‚
* * *
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam i że wytrwaliście do końca ;) Wszystkiego nie sposób opowiedzieć, niektóre wrażenia pozostaną głęboko zapisane w mojej pamięci (poza tym niektóre szczegóły nie są z pewnością dla czytających aż tak pasjonujące jak dla mnie ;)). Powtórzę tylko to, co napisałam już w pierwszym ‘odcinku’ – Toskania na dobre skradła moje serce i gdybym tylko mogła, to najchętniej przeprowadziłabym się tam już jutro :) A póki co, na pocieszenie zostaje mi kilka gatunków pecorino w lodówce, i kilka książek, ale o książkach napiszę już innym razem ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Wlasnie nadrobilam poprzednia czesc:)
Pieknie!! Pienze i Monticchiello chyba najbadziej mi sie podoba..no i Luna – piekna ma mordke:)
A to taki „Toskanski” styl, ze obsluga w knajpkach/restauracjach/sklepikach nie jest mila?
Beo, dziękuję Ci za te piękne widoki i opisy z samego ranka . Cudownie móc widzieć piekno Toskanii Twoimi oczami.
Wspaniale, po prostu!
Ściskam:*
Piękna relacja! My również byliśmy parę tygodni temu w Toskanii, uwielbiam tamte okolice i również za każdym razem zostawiam sobie coś do obejrzenia na przyszłość ;-) A w Pienzie jestem od lat zakochana! Zwłaszcza późnym popołudniem jest tam cudownie, kiedy wyjadą już autobusy wypełnione turystami i można sobie spokojnie pospacerować, wypić lampkę wina czy kawę i chłonąć atmosferę. Wstaję tam też przed wschodem słońca i wychodzę na spacer kiedy uliczki są puste. A ten kot w San Quirico to chyba całymi dniami śpi w tej doniczce, bo też mam jego zdjęcie :-) Pozdrawiam,
Rewelacja! Piękne zdjęcia :) Jedno z moich podróżniczych marzeń – wrócić do Włoch, jednak tym razem właśnie do Toskanii :) Dzięki Twoim opowieściom choć na chwilę mogłam się tam przenieść. Dziękuję :)
Jaki pan , taki kram.
Ale muszę Ci powiedzieć, że tak czy siak jesteś w Niebie ;-)
Bea pięknie tam masz i smakowicie na dokładkę
Zawsze mnie zastanawia, jak to jest żyć w takim kraju jak Włochy, mieć te widoki, te budynki, te sery na co dzień. Oni są estetycznie bogatsi. Nie dziwię się w sumie, że tak lubią konsumować życie. W tych okolicznościach przyrody – kto by nie lubił! :-)
Beo, piekne sa te Twoje toskanskie pocztowki.
Jesli chodzi o relacje tubylcy – turysci, to ze swojego doswiadczenia wiem, ze lepiej jest mieszkac w pieknym miejscu, ktore nieuchronnie przyciaga turystow niz w szaro-burym miescie, to ktorego poza miejscowymi nikt nie zaglada ;)
Dziękuje serdecznie za ten piękny opis Toskanii, ja byłam tylko we Florencji, dlatego bardzo uważnie przeczytałam Twoją relację, i zanotowałam w moim kajecie rzeczy polecane, mam nadzieję, może w przyszłym roku na jesieni pojedziemy, kto to wie, dziekuję i pozdrawiam
j
cudna relacja, przepiekne fotki,niezwykle nastrojowe i urzekajace :)
Pozdrawiam :)
Beatko cudnie napisanie, pięknie obfotografowane. Szkoda, że nie czuć zapachu serów.
No i mnie nie pozostaje nic innego, jak powiedzieć tylko, że tęsknię… Bardzo.
Mam wrażenie, że wrześniowa Val d’Orcia jest jeszcze piękniejsza niż lipcowa. :)
Ola!… jak u Ciebie znowu pieknie! Ja na targach zazwyczaj szukam fajnych tkanin, ale malo jest takich targow. Pozdrawiam.
Beatko oglądać Toskanię na twoich zdjeciach to tak jakby tam być:)
Beo, dziekuje serdecznie za ten cykl pieknych reportazy. Zdjecia wspaniale, klimatyczne a ser az pachnie przez monitor. Taka podroz na pewno laduje baterie sloncem, zapachami, smakami i wodokami na cala zime. Pozdrawiam.
Spojrzalam na malenka miseczke z motywem winogron, ktora pod spodem ma napis PIENZA i ozyly wspomnienia :) Dziekuje!
Qd, a ja mam miseczke z napisem ‚Sette di vino’ – prezent od wlasciciela restauracji :)
Ciekawa relacja i piękne zdjęcia ! Oj, chciałabym tam kiedyś pojechać…
Pięknie i smakowicie, musze się wybrać do tej pysznej restauracji w Pratovecchio!
Z Toskanią jest tak, że raz pojedziesz, potem kilka razy wracasz, i kończy się jak w naszym przypadku… Uważaj na siebie, Beo! :))
W piątym zdjęciu mogłabym się wytarzać!
Dzięki za taką dawkę słońca :)
Onionchoco – w piatym od gory czy od dolu? Bo jesli w tym od gory, to nie wiem czy wspolbiesiadnicy by przezyli pozniejszy zapach :D
Od góry :) Wszyscy byśmy się tarzali! Fantastyczne sery i bardzo ładne zdjęcia.
Jak lepiej? – zdjęcie jak obraz, czy obraz jak zdjęcie? FANTASTYCZNE !!!
Aż chce się tam być, spacerować i smakować… Pozdrawiam :)
Rzodkiewo, dziekuje serdecznie :)
Uwielbiam czytać i oglądać Twoje opowieści. Piękne zdjęcia i tyle szczegółów. Jak Ty je wszystkie zapamiętujsz?
Ja za 2 tygodnie wybieram się na tydzień do Rzymu, co prawda nie będzie tak klimatycznie jak w Toskanii, ale to wciąż Włochy, mam tylko nadzieję, że nie będzie lało bardzo… Ale w sumie jeść można zawsze ;)
Wiosanno, podrozowalam z kajecikiem w ktorym skrzetnie wszystko notowalam gdy tylko mialam wolna chwile (zazwyczaj gdzies przy kawie lub posilku ;)).
Rzymu Ci zazdroszcze tak pozytywnie, mam nadzieje, ze i ja tam niebawem dotre (choc Val d’Orcia z pewnoscia bedzie mocno przewazac szale ;)).
PS. Oczywiscie masz racje – jesc mozna zawsze! :D
Ale się rozkręciłaś z pisaniem! Łyknęłam wpis tak szybko, że pozostał niedosyt. Rozumiem, jak bardzo i Ty go odczuwasz. Wyobraź sobie, że mi też ciągle mało. Adresy zapisałam. Muszę je skonfrontować organoleptycznie :)
Malgosiu, mam nadzieje, ze konfrontacja organoleptyczna wypadnie pozytywnie ;)
Droga Beato/Beo?:)
Dziekuje za wspanialy reportaz z Toskanii. Jestem zakochana we Wloszech na obled! Lece do Toskanii w czerwcu na 4 dni (wolalabym na conajmniej 40). Bardzo sie ciesze, ze korzystalas z trasportu publicznego, bo ja mam zamiar zrobic to samo, i bardzo sie balam, ze bedzie ciezko, zwlaszcza, ze nawet lokalni mieszkancy mi mowili, ze z autobusami jest ciezko – jezdza nieregularnie i nie bardzo warto liczyc na ich punktualnosc.
Chyba podaze Twoimi sladami, jesli uda mi sie to zrobic w 4 dni. Musze sie tylko przedostac do Sieny z Pizy.
Dziekuje za wspaniala inspiracje!
Pozdrowienia.
Kaika.
P.S. Czy ciezko bylo sie dostac do Twojego B&B bez samochodu?
Witaj w klubie Kaiko! ;) Co do ‚komunikacji miejskiej’, to jest to wykonalne, aczkolwiek trzeba wczesniej dobrze wszystko przemyslec i zorganizowac, nie do kazdego miasteczka bowiem mozna w ten sposob dotrzec. Polecam wiec po pierwsze strone z rozkladem pociagow : http://www.trenitalia.com/cms/v/index.jsp?vgnextoid=2aaeb5fac465a110VgnVCM10000080a3e90aRCRD oraz autobusow : http://www.busfox.com/timetable/ w ten sposob mozezs latwo wszystko sprawdzic i zaplanowac.
Co do punktualnosci, to z pewnoscia nie mozna jej porownywac do tej szwajcarskiej ;) ale zawsze moze byc gorzej ;)
Ze Sieny do Pizy bedziesz miala troche daleko i wydaje mi sie, ze najpierw bedziesz musiala dojechac do Florencji i dopiero z Flor. do Pizy; za to Pienza i Montepulciano / Montalcino sa ‚w dol’ od Sieny, dobrze wiec wszystko sobie rozplanuj.
Do mojego B&B w Pienzy jest blisko od przystanku autobusowego, jakies 200-300 metrow, wiec prosciej byc nie moze :)
Pozdrawiam serdecznie i juz teraz zycze wspanialej podrozy :)
Pingback: Bruschette? Crostini? Grzanki! :) « Bea w Kuchni
Pingback: Winogrona i toskańska ’schiacciata con uva’ « Bea w Kuchni
zabrałam się dziś w Tobą w tą klimatyczną podróż i mam co czytać (zaległości mam wielkie u Ciebie ;)
Pingback: Pizza – na co dzień i od święta | Bea w Kuchni
Wspaniały opis i dużo przydatnych informacji:) W sierpniu wybieram się do Toskanii i obowiązkowo odwiedzę Pienzy. Mam zamiar odwiedzić polecany przez Ciebie sklep z pecorino. Pozdrawiam:)
Beo, jak widzisz, brnę przez 2011 rok ;) Toskania to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Nie miałem na razie okazji poznać jej od strony rustykalnej (choć Florencja też jest urzekająca), ale czytam Twoją relację i dokładnie tak to sobie wyobrażam. Z pewnością będę chciał niedługo się tam wybrać. A zdjęcia serów z Pienzy powodują ślinotok! :D
Xaldster – Florencja jest zdecydowanie urzekajaca, jednak te wszystkie malownicze male miasteczka zdecydowanie mocniej skradly moje serce… No i pecorio brakuje mi bardzo (tu mam do wyboru tylko dwa + jeden truflowy ze Sieny…).
(ps. wciaz gratuluje Ci wytrwalosci w czytaniu ;))