Witajcie!
Wróciłam wczoraj koło północy i dopiero dziś siadłam do komputera (tekst ten piszę z przerwami od rana ;)). Stopniowo odpisuję na Wasze zaległe maile i komentarze i obiecuję uporać się z nimi najpóźniej do końca tygodnia.
Niestety ten krótki wyjazd wakacyjny nie do końca był udany z trzech powodów : przede wszystkim, organizm zastrajkował (może nie spodobało mu się śląskie powietrze? ;)) i większą część pobytu na łonie rodziny spędziłam kurując się (nadal zresztą, a nie byłam już chora od prawie dwóch lat!). Po powrocie zaś odkryłam (tak jak i rok temu…), iż większość roslin na balkonie niestety nie jest w najlepszej formie (i wierzcie mi, jest to eufemizm… ;)). A opiekująca się nimi osoba podobno bardzo się starała! Tak bardzo, że zawartość skrzynek i donic wygląda dosyć bagiennie :D
No cóż, i tak się zdarza ;)
Ale równie niemiła jak katar, gorączka i ból gardła oraz podgniłe na balkonie rośliny okazała się wiadomość, którą przeczytałam w tym tygodniu u Liski – klik, a później również na Facebooku – klik, między innymi u Małgosi (wpis z 21 lipca), wiadomość o której być może już czytaliście…
Otóż pani Magdalena Makarowska, która niedawno wydała książkę ‘Jedz pysznie razem z dzieckiem’, okazała się wielką wielbicielką blogów kulinarnych i postanowiła napisać książkę używając funkcji ‘kopiuj / wklej’ swojego komputera. Jakież to praktyczne! Skopiować najciekawsze przepisy z polskich blogów, umieścić je w książce, dopisać parę słów wstępu od siebie (choć słuchając wywiadów z ‘autorką’ i w to można wątpić…). Niestety dowiedziałam się o tym tuż przed odlotem z Polski i nie miałam dostatecznie dużo czasu na analizę wszystkich książek i przepisów tej pani; tchnięta jednak złym przeczuciem przekartkowałam jedną z pozycji, i co? I znalazłam tam publikowany na łamach bloga przepis na szparagi z sezamem – klik. Przepis nie jest mojego autorstwa (podała go Bajaderka, co zaznaczyłam wtedy we wpisie), więc nie o przepis mi chodzi, ale sam wpis i tekst jest już moją własnością. Jeśli więc ktoś nie sili na napisanie tego własnego słowami, tylko kopiuje praktycznie kropka w kropkę istniejący już tekst, to czy nadal można nazwać to tylko i wyłącznie inspiracją (jak utrzymuje pani Makarowska…)? Dla mnie niestety nie. Szczególnie gdy na początku przepisu piszę w nawiasie ‘(ja wymieszałam z miodem… etc.) i ‘autorka’ pisze dokładnie to samo, z dokładnie tym samym nawiasem i z dokładnie tym samym ‚ja’ :D Ma ona zresztą styl pisarski bliźniaczo podobny do kilku(nastu?) bloggerek ;)
Doczytałam już o wielu w ten sposób skradzionych przez pania Makarowską przepisach i tekstach (bo nie o same przepisy chodzi), od wspomnianej już Małgosi, Liski, Trufli, Wegetarianki i kilku innych osób. Niestety w ciągu kilku minut wtedy w księgarni nie udało mi się dokładnie przejrzeć wszystkich książek tej pseudo-autorki, w dniu dzisiejszym nie wiem więc jeszcze, czy znajduje się tam więcej tekstów z mojego bloga (co ciekawe, dotyczy to jednej z wcześniejszych książek, a nie tej ostatniej! radzę więc, by osoby których ten problem może dotyczyć, przekartkowały również wcześniejsze pozycje pani M.).
Od razu precyzuję, iż nie chodzi mi o to, że ktoś inspiruje się pomysłami innych, tym bardziej w świecie kulinarnym jest to przecież normalne i oczywiste. Jednak zwykła ludzka uczciwość nakazuje, by nie sygnować swoim nazwiskiem czegoś, czego sie samemu nie stworzyło. Wszak dopisanie bibliografii na końcu książki i wcześniejsze zapytanie autorów blogów, czy nie mają nic przeciwko – nie boli! A gdyby pani M. rzeczywiście sama te przepisy przetestowała i – jak pisze w ostatnim oświadczeniu – korzystała z zasłyszanych wcześniej pomysłów, to jakim sposobem teksty są w 99,9% identyczne ze źródłowymi?!? Czy ma aż tak doskonałą pamięć, że jest w stanie zapamiętać, gdzie był przecinek, a gdzie nawias i jak dokładnie tekst był napisany? To już nie jest inspiracja niestety, to jest plagiat. Szkoda tylko, że ‘autorka’ nadal nie chce się do tego przyznać i wypiera się faktów (sama nie wiem, czy śmiać się czy płakać, gdy słucham tego wywiadu – klik; najciekawszy moment to minuta 23 (ale już od 22 jest ciekawie ;)) – cytuję za Małgosią i Liską).
Spójrzcie też na ten oto przykład (cytat z tego artykułu – klik) :
Na blogu Am Mniam autorka pisze : ‘Mój Synek do końca 6 m. ż był karmiony wyłącznie piersią. Po tym okresie powoli, bez pośpiechu, bez zmuszania, zaczęłam tę jego mleczną dietę rozszerzać, kontynuując oczywiście karmienie piersią i uważnie obserwując jego reakcję na nowe produkty. Jednym z pierwszych posiłków, obok puree z jabłek, czy marchewki była kasza jaglana – królowa kasz, która nie zawiera glutenu i ma działanie zasadowe’ co w książce pani M. zostało zgrabnie zmienione na : ‘Moja córcia do końca 6 m. ż była karmiona wyłącznie piersią. Po tym okresie powoli, bez pośpiechu, bez zmuszania, zaczęłam tę mleczną dietę rozszerzać, kontynuując oczywiście karmienie piersią i uważnie obserwując jej reakcję na nowe produkty. Jednym z pierwszych posiłków, obok puree z jabłek, czy marchewki była kasza jaglana – królowa kasz, która nie zawiera glutenu i ma działanie zasadowe.’
I znów nie wiem, czy śmiać się czy płakać… To już nie jest jakiś tam przepis na jakieś tam ciasto, to jest bezpardonowe kopiowanie czyjegoś tekstu i udawanie, że jest to nasz własny tekst, o naszym własnym dziecku. Czy jeśli przepiszę 99% książki Grocholi, Kalicińskiej czy Musierowicz, to też będę mogła powiedzieć, że to tylko inspiracja? I że nie wiem jak to sie stało, iż teksty są tak bliźniaczo do siebie podobne? Wszak raz jeszcze powtarzam, nie chodzi przecież o inspirację tym, co robią inni, a o kopiowanie tekstów i wmawianie innym, że jesteśmy ich autorami.
Ciekawa jestem bardzo, jaki będzie finał tej historii…
‚
Wszystkie ciekawe linki raz jeszcze tutaj :
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/2029020,114883,12185073.html
http://wawalove.pl/Popularna-ksiazka-okazala-sie-plagiatem-a5706
http://grzegorzlapanowski.natemat.pl/24227,plagiat-zlo
http://whiteplate.blogspot.ch/2012/07/jak-powstaje-przepis-jak-powstaje-tekst.html
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10151108539440681.484054.296964755680&type=1
http://www.facebook.com/pieprzczywanilia?ref=stream (wpis z 22 lipca)
http://wegetarianka.blox.pl/2012/07/PIEROGI-Z-KURKAMI-FASOLA-I-ORZECHAMI.html
http://www.youtube.com/watch?v=UIIrXbPpCOw&feature=player_embedded (szczególnie od 22 do 23 minuty ;))
‚
* * *
Wybaczcie proszę, że dziś tak niekulinarnie, ale musiałam sobie ulżyć ;)
‚
Jestem w szoku, że coś takiego dzieje się naprawdę. Ta pani myślała, że to się nie wyda? Po co pisać książkę, kiedy nie ma się pasji… Już wiem… dla zysku…. Szkoda gadać….
Dziewczynki Kochane! (w sensie wszystkie pokrzywdzone przez tą babę) Wy się nawet nie zastanawiajcie, ale idźcie z tym do sądu. Bo to ręce opadają. Wiadomo, że w kuchni często używa się tych samych przepisów. Ale jeden doda więcej masła, drugi cukru i właśnie taki przepis doda na blogu, ale tak jak każdy rosół gotuje inaczej, tak nasza blogowa społeczność każdy przepis zmienia, dodaje coś od siebie. Bo jest kreatywny – mimo, że ma gotowy przepis. A ta pani teraz Wam będzie kłamać w żywe oczy, że jej jakoś tak wyszło. Że to są przepisy zasłyszane. Ciekawe jak ona swoją mgr napisała, bo jeśli tak samo to jej obronę powinni unieważnić. Najbardziej jest przykre to, że ta pani użyczyła sobie przepisów z blogów, które prowadzą ludzie z pasją, nie dla chęci zysku, a dla zrobienia czegoś jeszcze na tym świecie dobrego, podzielenia się częścią siebie. Ta pani ukradła Wam, Drogie Dziewczyny, część Waszego życia, Waszych marzeń czy pasji, a to jest niedopuszczalne. A jeśli jej popuścicie i pójdziecie na kompromis znajdą się następni…
No wlasnie Kasiu, to nie o inspiracje chodzi; jesli ktos w programie tv pokazal czekoladowo-kokosowe muffinki z mojego bloga ;) ze swoja mala zmiana, to przeciez nie to samo, co skopiowac slowo w slowo teksty z tylu blogow (to o synku / corce jest dla mnie chyba najbardziej szokujacym przykladem…) i mowic, ze samemu sie wszystko pisalo! Niesamowity tupet (choc cisnie mi sie inne slowo ;)).
A o tej pracy magisterskiej wole nie myslec ;)
Mam nadzieję, że bieżąca książka jest ostatnią sygnowaną przez tę nieszczęsną „autorkę”, a winna poniesie odpowiednie konsekwencje.
I ja mam nadzieje, ze to ostatnia…
Pozew zbiorowy powinien być skuteczniejszy niż osobne, nie wolno tego tolerować ! ! !
No cóż… Przykre jak diabli, od początku do końca…
Mnie się już nawet pisać o tym nie chce. Ale zostawić sprawy zdecydowanie nie można.
Od kilku dni śledzę wpisy na ten temat i prostu w głowie mi się to nie mieści. Nie wiem czy w książce znalazł się jakikolwiek przepis lub tekst z mojego bloga, bo nie mam do niej dostępu. Mam jednak nadzieję, że Pani poniesie wszelkie możliwe konsekwencje, a książki raz na zawsze znikną z księgarnianych półek.
Pozdrawiam i zdrowia życzę Beatko!!!
Karo, to jest wlasnie ten problem : powinno sie sprawdzic, by wiedziec czy i ile sie tam tekstow znalazlo… Niestety :/
Serdecznie Panią witam. Polecam branżową, wydawniczą stronę http://www.biblioteka-analiz.pl lub http://www.rynek-ksiazki.pl, bo tam wlaśnie w dniu dzisiejszym, 26,07,2012 wydawca /i autorka/ udziela informacji w tej sprawie, ale sprzedaż książki została wstrzymana.
Pozdrawiam Panią i wszystkich Pani Gości i dziękuję za wszystkie kulinarne wspaniałości, z których korzystam, ale tylko w swojej kuchni.
Witam Pania Ksiegarzyce! :)
Dziekuje za informacje, przeczytalam. Problem w tym, ze np. moj tekst znajduje sie we wczesniejszej ksiazce, nie w tej ostatniej, a ta juz sie niestety sprzedala…
Pozdrawiam serdecznie!
W każdym normalnym kraju taka książka nie zostałaby wydana, bo redaktor przygotowujący ją do druku miałby doświadczenie w dziedzinie kulinarnej i wiedzę na ten temat, zorientowałby się zatem co do źródeł (nie wyobrażam sobie, żeby wydawnictwo w UK wypuściło taką książkę bez redakcji, ponadto przepisy są testowane w tzw test kitchen, i nad przepisami największych gwiazd pracuje cały sztab speców, nie tylko sam autor/ka). Ale przyjmijmy, że jakieś małe, nieprofesjonalne wydawnictwo wydałoby jednak tu taką książkę, pełną „zapożyczeń” – to wtedy już po ukazaniu się książka poszłaby na przemiał. Dlaczego wydawnictwo, które zarabia więcej, niż autorka – plagiatorka, milczy i nic nie robi? To kolejny dowód na to, jak zacofane są niektóre polskie wydawnictwa. Moim zdaniem należałoby pozwać do sądu o honoraria wydawnictwo, a nie ją – bo wydawnictwo nie dość, że zgarnia większość zysku, to jest także zarejestrowaną, jak domniemam, spółką/firmą, a poza tym ponosi odpowiedzialność za kompletnie nieprofesjonalne podejście w zakresie redakcji.
Ano wlasnie Anno Mario – polscy wydawcy zapominaja, ze nie tak powinna wygladac ich praca. Redakcja, testowanie przepisow, korekta itp. Wystarczylo wpisac kilka fragmentow w google by trafoc na oryginaly! Masz racje – obie strony sa tutaj wspolwinne. I jak na razie nikt nie raczyl mi jeszcze odpisac…
To jakiś koszmar który wo-gule nie powinien się wydarzyć, ale niemożna tego jej odpuścić … jak można tak zerżnąć czyjś tekst …
plagiatu nie komentuję bo brak słów….
a roślinki po prostu tęskniły za Tobą!
zdrowiej szybko
Tak, czytałam już o tym u Liski… Brak słów… Mam nadzieję, że sprawa znajdzie swój „ostateczny” finał… Im więcej będziemy o tym mówili, tym mam nadzieję mniej będzie takich sytuacji w przyszłości…
A Tobie zdrówka życzę a Twoim roślinkom powrotu do formy… Nowa opiekunka mogła się faktycznie bardzo starać ale to jednak inna ręka…:-)
Sielskie Klimaty – opiekun ;) I wcale nie taki nowy! POnoc staral sie jak mogl, wiec co zrobic ;) Sporo roslinek sie ‚dosuszylo’, ale weekend ma ponoc byc burzowo-deszczowy, oby jeszcze nie teraz…
Oj szkoda, że się rozchorowałaś na wakacje. Wracaj do zdrowia szybko.
A historia pokazuje tylko jak ludzie potrafią być bezmyślni i bezszczelni.
Wiosanno, w poniedzialek juz praca, wiec mam nadzieje, ze gardlo da sobie jakos rade…
Bea, powrotu do zdrowia życzę :)
Na temat tej książki (i poprzednich) zostało napisane już wiele, aż głowa pęka, niemniej- jestem ciekawa finału; mój przepis został nieco zmieniony- mimo to, nie wierzę, że nie pochodził ode mnie; przemyślenia Trufli i Magdy z Ammniam- zostały wręcz skopiowane; nie wierzę, że ktoś przy zdrowych zmysłach sądził, że sprawa się nie rypnie, tyle!
No wlasnie Wegetarianko, tez nie wierze, ze nie pochodzil od Ciebie… Wiec albo ta pani nie pisala ksiazki sama i nie wiedziala, skad ‚piszacy’ wzial teksty, albo faktycznie myslala, ze jej sie ‚uda’…
Ja się już wypowiadałam na ten temat, dla mnie to jest masakra :/ powinni wycofać książkę ze sprzedaży a ‚autorka’ powinna podzielić się zarobkami z poszkodowanymi!
Gosiu, mnie juz nawet nie o ‚zarobki’ chodzi, co o sam fakt plagiatu i mam nadzieje, ze wszystkie te ksiazki zostana wycofane, przemielone, sprawa odpowiednio naglosniona, a odpowiedzialne za to osoby – odpowiednio ukarane.
może Wam nie chodzi o zarobki, ale z tego co wiem, przy naruszeniu praw autorskich osoba odpowiedzialna za to zwraca pieniądze osobie poszkodowanej.. Więc może, gdyby musiała zwrócić zarobione pieniądze, bardziej by zapamiętała tą lekcję.
Gosiu, oczywiscie ze masz racje! Choc mnie wlasnie najbardziej szokuje ten fakt tak bezczelnego kopiowania czyjejs pracy. Ale moze faktycznie, gdyby ‚autorka’ (i wydawnictwo…) mialy slono za to zaplacic, to na drugi raz wszyscy by sie nad takim procederem zastanowili? Tylko czy w PL kary za tego typu postepowanie sa naprawde slone? Niestety watpie :/
może sprawa w sądzie by troszeczke tą pania postawiła do pionu ?????
Rozumiem stosować metodę „kopiuj-wklej” przy pisaniu pracy magisterskiej (czego ja akurat i tak nie uczyniłam.) ale przy wydaniu takiej książki? Na co liczyła ta pańcia? ://
Auroro, ja nawet w pracy magisterskiej tego nie rozumiem, bo mozna przeciez wysilic sie na napisanie czegos swoimi slowami, choc odrobine… :/
Bea po 3-kroć wspólczuje, sama nie wiem jak bym zareagowała na plagiat, a wszystkie sprawy razem na pewno mogą mocno zniechęcać. Cóż.. pozostaje mi życzyć lepszej końcówki wakacji, no i odratowania roslinek :)
Dziekuje Patko! Najwazniejsze w tym wszystkim sa dla mnie roslinki wlasnie, no i gardlo – by wytrzymalo od poniedzialku ;)
Beo, ja bym dodala, ze jest to przestepstwo nie tylko Pani Magdaleny Makarowskiej, ale rowniez wydawnictwa, ktore te ksiazke wypuscilo na rynek. Gdzie jest edytor? A jesli jest, to jest winny o wspoludzial w kradziezy.
Pozdrawiam.
Masz racje Zosiu – wydawnictwo rowniez jest tutaj winne.
obejrzalam kawalek wywiadu: Boze! co za lalunia!
przeciez juz samo jej zachowanie traci sztucznoscia i autolansem na odleglosc.
ta kobieta nie ma w sobie 1% autentycznosci.
**************************************************************
Beo, ulzenie ulzeniem ale powinnyscie to, z innymi blogerkami, do sadu podac. inaczej, nie tylko, ze ona to jeszcze inni za jakis czas dolacza. jesli Lala nie poniesie konsekwencji, to niestety bedzie to sygnal dla innych „tworcow”, ze za friko mozna zdobyc kase i popularnosc. ludzie, niestety, maja krotka pamiec. za rok, dwa uslyszymy o podobnym numerze.
jak juz napisalam u Liski, ja bazuje na 4 ksiazkach kucharskich, mojej mamie;) i…was. Kocham blogi kulinarne!
kasiazki i mame mam zawsze w odwodzie, kiedy wiem, ze nie moze mi sie nie udac bo ciasto zamowione lub zupa dla gosci.
natomiast blog to 70% mojego kucharzenia. Ucze sie od was przede wszystkim odwagi w kulinarnych fantazjach. dzieki temu sama probuje cos kombinowac a jeszcze niedawno myslalam, ze jestem pozbawiona wyobrazni;)
dzieki powyzszemu zadna oszustka na mnie nie zarobi. i to pozytywny aspekt mojej prywaty:)
natomiast o pomste do nieba wola, ze czyjas praca, kreatywnosc i zaangazowanie Sprzedawane sa na zasadzie „Kopiuj/wklej”!
Tak byc nie moze. Musicie cos z tym zrobic, choc wiem, ze na mysl o sadzie dostajemy bolu zeba…
pozdrawiam cie serdecznie.
ps. wydawnictwo Feeria i nazwisko Makarowska rozpoczynaja moj prywatny Indeks Ksiag zZakazanych.
Cafe ole – faktycznie na slowo ‚sad’ dostaje bolu zeba i globusa ;) ale jak pisalam juz w jednym z komentarzy – na razie czekam na odpowiedz; oby nie za dlugo.
Wiesz, tak jak juz wspominalam – nie o inspiracje mi chodzi, bo po to jest ten blog, by innych inspirowac i moze czasem czyms zainteresowac ;) Jednak utrzymanie go przeciez troche kosztuje, a ja na nim nie zarabiam (blog zawsze byl wolny od platnych reklam, nie zamierzam go w ten sposob zasmiecac). Tym bardziej wiec przykre jest, ze inni chca czerpac wymierne korzysci materialne z pracy innych (nawet tak niewymiernej pracy jak pisanie bloga).
PS. Ciesze sie, ze wirtualnie moge goscic w Twojej kuchni! :)
Straszne z tym plagiatem. Bez cienia wstydu ta baba jest. Zdumiewające, że tak można. Do sądu idźcie dziewczyny!
Kasiu, dziekuje :*
Niezły pasztet i to z chili na ostro. A może być drogi jak trufle. Kobiety do sądu! Trzeba walczyć z takim zjawiskiem. Tak swoją drogą obejrzałam kawałek Bankiera, czy tam jak to się nazywa. Zastanawiam się jak ktoś, kto nie umie sklecić poprawnie zdania, ma braki w słownictwie , nie grzeszy elokwencją był w stanie napisać książkę? Wielka brawura. Nerwowe popijanie czegoś tam z kubka, suchość w gardle, nie patrzenie w oczy rozmówcom, to nie jest efekt stresu przed kamerą. Trzymam kciuki za uczciwy koniec tej historii. Pozdrawiam.
Masz racje Galla – wielka brawura! Choc cisnie mi sie na usta (a raczej na klawiarure ;)) rowniez inne slownictwo :D
(bardzo trafione te dwa pierwsze zdania! :))
Bea, piszę pierwszy raz, bo poruszyła mnie ta sprawa. Uwielbiam Twój blog i podczytuję od dawna. Przepisy bardzo trafiają w mój gust, więc są ogromną inspiracją. Najczęściej nie drukuję ich nawet, tylko odtwarzam po swojemu. Szczególnie pod Twoim wpływem rozwinęłam inwencję w temacie dżemów. W moim domu były tylko same truskawki, same wiśnie itd. Nuda. Szczerze mówiąc kilka lat już wcale ich nie robiłam. Teraz moje przetwory są twórcze. Dzięki !!!
W powyższym temacie brak słów. Polecam jeszcze fragment wspomnianego filmiku od 46:38 minuty.
Czysta hipokryzja.
Blogerki i tak jesteście górą, bo to Wy macie pasję i nieskończenie wiele pomysłów.
Bea życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
Ania
Ma dar przekazywania wiedzy, ponieważ jest niepraktykującą nauczycielką. (Parafraza z pamięci.)
Ten tekst powalił mnie na kolana.
A.
Am, dziekuje Ci serdecznie za komentarz i ‚ujawnienie sie’ :)
Milo mi, ze pomysly na przetwory przypadly Ci do gustu! U mnie w domu tez niestety byly same ‚nudne’ dzemy i kompoty i to wlasnie dopiero tutaj zaczelam eksperymentowac z innymi smakami.
Filmiku nie mialam juz sily ogladac dalej, ale moze sie jeszcze zmotywuje w takim razie ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Bea, slow mi brak… Czytalam kilka dni temu na portalu gazety i po prostu zalamalam sie. Juz sama kradziez zdjec w internecie mnie oburza, a cos takiego… Ja rowniez radzilabym grupowo podanie tej kobiety i/albo wyawnictwa do sadu, bo ktos powinien zaplacic za kradziez. To jest przeciez zwykla kradziez. Jestem przekonana, ze jesli nie bedzie sprawy w sadzie, sprawa ucichnie a ksiazki po cichu pojawia sie w ksiegarniach za pewien czas.
Przykro mi, ze wakacje byly srednio udane. Ja mialam takie same doswiadczenia kiedys kiedy ktos mi podlewal roslinki. Plywaly… Potem juz podlewalam bardzo duzo i liczylam, ze za bardzo nie wyschna (zreszta rzadko wyjezdzam na dlugo).
Mamy piekna pogode, wiec mam nadzieje, ze humor Ci sie jakos szybko poprawi. Pozrawiam serdecznie.
Sissi, i to na dodatek pani, ktora jest jakism telewizyjnym ekspertem od zywienia! Szkoda slow…
Wiesz, moje by 10 dni bez podlewania nie wytrzymaly, bo w upalne dni codziennie ‚wylewam’ na balkonie 15 litrow wody, wiec… ;) Ale naprawde nie sadzilam, ze i tym razem sie to tak skonczy :D Kilka z nich udalo mi sie troche ‚osuszyc’, a z reszta bede czekac na dalsze upaly majac nadzieje, ze nie bedzie padac przez najblizsze kilka dni ;)
A humor na szczescie mam dobry, choc wczoraj bylo kilka gromow ;)
Pozdrawiam!
Dziekuje Wam wszystkim za odzew. Ciekawa jestem, co (i czy…) odpisze wydawnictwo oraz ‚autorka’; wtedy zdecyduje, co dalej.
Na szczescie nie jest to cos, co spedza sen z moich powiek ;) Ot, mialam ochote o tym napisac, wydaje mi sie bowiem, iz tego typu sprawy nalezy naglasniac. I jak pisalam wyzej – nadal nie wiem, czy nalezy sie z tego smiac czy plakac. Choc trzeba przyznac, ze pomysl napisania i wydania w ten sposob ksiazki jest wielce oryginalny i nowatorski, nieprawdaz? :D Po co przesiadywac w kuchni i spedzac dlugie godziny gotujac, a pozniej piszac, skoro mozna sobie wszystko tak ladnie, bezposrednio skads przepisac! Genialne ;))
Muszę przyznać, że z tematem trafiłaś w sam środek szoku jaki przeżyłam przedwczoraj. Przymierzałam się od jakiegoś czasu do pieczenia chleba litewskiego. Przygodę z pieczeniem chleba zaczęłam w oparciu o stronę http://www.chleb.pl prowadzoną przez Mirabelkę. Jako, że podaje ona składniki na 2 bochny, a ja chciałam upiec mały bochenek i potrzebne mi były jakieś mniejsze propocje (w końcu i tak wszystko zrobiłam na oko), więc wpisałam w google „chleb litewski” i tym sposobem trafiłam na dwa inne blogi, już nie pamiętam autorek, można sprawdzić, które również metodą Kopiuj/Wklej zerżnęły, krótko rzecz ujmując przepis Mirabelki, podając jako swój z wszystkimi nawiasami, dygresjami, no, jedna dodała od siebie, że w I fazie pieczenia nie użyła termoobiegu. No cóż, niesmak. Jestem nauczycielem akademickim i na codzień spotykam się z tym jak lekką ręką studenci przywłaszczają sobie całe fragmenty cudzych tekstów w swoich „autorskich” pracach, mimo, że od I roku uczula ich się, że to zwykła kradzież. Nie wiem czy to głupota, czy bezmyślność, czy zwykłe chamstwo. Ta pani, o której piszesz zapewne dostała honorarium autorskie, więc to coś więcej niż po prostu wklejenie sobie czegoś cudzego do swojego bloga… Nie daruj jej tego. Może kilka takich nagłośnionych spraw w końcu ukróci ten proceder…
Alison, tego typu ‚kwiatki’ na blogach sa niestety nagminne, jednak w ksiazce szokuje to jeszcze bardziej. Choc jeszcze bardziej szokuja tlumaczenia tej pani. I tez nadal nie wiem czy to zwykla glupota, bezmyslnosc, czy chamstwo…
Niestety wiem, ze i uczniowie / studenci maja tego typu podejscie do pisania, co jest naprawde przykre. A jak widac – pozniej od łyczka do rzemyczka…
PS. Edytowalam powyzej ;)
O nie! Nieładnie, też bym się „wkurzyła”. Szkoda tylko, że po wakacjach odrazu zaczęłaś się denerwować. Dużo zdrówka życzę!:-)
Nie Sylwio, ta ksiazka az tak bardzo sie nie denerwuje (pozostale bloggerki sa o wiele bardziej poszkodowane), mnie najbardziej przerazil stan roslinek ;))
…a, no tak roślinek faktycznie szkoda, nawet nie chcę myśleć co się stanie z moimi po dwutygodniowych wakacjach!
Witaj Beo
To co piszesz jest po prostu nie do pomyślenia. Po wrzuceniu nazwiska tej Pani w google wyskoczyły jej wielokrotne wizyty w DDTVN. Może po prostu napisz na facebooku któregoś z prowadzących o tej sprawie – myślę że nie pozostanie to bez echa.
Minima, nie bywam na FB, zapisalam sie kiedys by przeczytac jakis tekst, ale nawet nie pamietam juz swojego hasla itp, gdyz to bylo tylko tak ‚jednorazowo’. I chyba nie chce tworzyc profilu tylko dla tej sprawy. Ale mam nadzieje, ze ktos do prowadzacych jednak napisze.
Pozdrawiam!
PS. Odnalazlam haslo :)))
wstrzymali sprzedaż! http://www.wydawnictwofeeria.pl/pl/wydarzenia
‚
powodzenia i jak najmniej takich ludzi…
majka
Tak Majko, juz kilka dnie temu wstrzymali, ale jak pisalam wyzej – moj tekst np. znajduje sie w jednej z wczesniejszych ksiazek… Czyli juz za pozno ;)
A dlaczego uważa Pani, że nie ma Pani żadnych roszczeń w sytuacji gdy Pani teksty bez Pani zgody zostały inkorporowane w jednej z wcześniejszych książek komentowanej autorki ?
Nadto w przypadku plagiatu mamy do czynienia nie tylko z odp cywilną ale także karną (o czym się często zapomina)
Nie, nie uwazam, ze nie mam zadnych roszczen, komentowalam tylko fakt, iz ze sprzedazy wycofano aktualnie tylko ostatnia ksiazke…
Dopiero teraz miałam czas żeby obejrzeć wywiad z „tą panią”. Szok, szok, szok. Żeby tak umieć kłamać bez mrugnięcia okiem, z promiennym uśmiechem na twarzy……. Chyba jej nawet trochę zazdroszczę, bo w dzisiejszych czasach to bezcenna umiejętność…. :-|
Nóż się w kieszeni otwiera!
a tak poważnie, to ciekawa jestem, czy oprócz wstrzymania sprzedaży coś tę panią jeszcze spotka
Nie jest moją intencją ocenianie kto ma rację w niniejszym sporze, choć krążące w prasie i sieci informacje wskazują na jeden kierunek.
Przykre jest zwłaszcza to, że do takich sytuacji dochodzi w przypadku osoby cokolwiek rozpoznawalnej.
Będę śledził rozstrzygnięcie w tej sprawie.
Bardzo mnie to poruszylo i wspolczuje osobom okradzionym przez ta pania. Niestety to codzinnosc wpolskim internecie, na uczelniach, wsrod studentow i uczniow. Kategoryczne nie dla takiego dzialania moze wreszcie rozpocznie dyskusje o wlasnosci intelektualnej i szacunku dla pracy innych, takze nieodplatnej, z pasji. Nic nie kosztuje podac zrodlo, czesto jest to jakis przyczynek do milej wirtualnej znajomosci. Trzymam kciuki by okradzione blogerki otrzymaly zadoscuzynienie, a pani plagiatorka byla skonczona w swiecie kulinariow.
Beo, i mnie poruszyla ta sprawa. Przykro, ze i ciebie to dotyczy i mam nadzieje, ze zakonczenie calej sprawy bedzie szybkie i sprawiedliwe. Pozdrawiam serdecznie.
Co za bezczelny babsztyl…A wywiad, no cóż chyba nie wymaga komentarza..tragedia! Życzę wytrwałości w walce z tą panią..
Jestem wstrząśnięta tym wpisem. Nie miałam pojęcia, że taki oczywisty plagiat jest możliwy!!! Co za wydawnictwo doprowadza do podpisania umowy z takim pseudo autorem?! Mam nadzieję, że sprawa się wyjaśni, autorka chociaż przestanie kłamać, że to tylko inspiracja i poniesie konsekwencje swoich poczynań.
Beo,
nie wiem co napisać…
Ta sprawa jest taka powszechna.Na blogach bowiem odnajduję mnóstwo plagiatów.
Każdy uważa,że opublikowany tekst lub przepis to jego.
Podawanie źródła boli czy co?
Ale ta pseudoautorka przeskoczyła wszystkich.
Nie wiem,jak bezczelnym i głupim trzeba być,aby zrobić taką rzecz.
A w dodatku uważać,że to w sumie nic takiego.
Oczywiście wina leży głównie po stronie wydawnictwa,które jak widać w pogoni za pieniądzem, nawet nie sprawdza,czy tekst jest autentyczny.
Głęboko nieprofesjonalne.
Przykro mi,że to dotknęło Ciebie.
Pozdrawiam Cię.
Cześto zaglądam do blogów kulinarnych, rzadziej idzie mi pitraszenia, a jeszcze rzadziej komentowanie. Ale ten post i postawa Pani Makarowskiej …. zagotowało się we mnie.
Życzę, by takich sytuacji już nie było.
I dziękuję za dzielenie się takimi pysznościami (syrop z kwiatów czranego bzu – rewelacja!).
Halo Bea,
Dolaczam do choru oburzonych!
Szkoda ze wakacje takie sobie, moze jeszcze gdzies sie wybierasz?
Ja wlasnie wrocilam po prawie 3 tygodniach w Bretanii i Normandii – i prawie wcale nie padalo!!!
Pozdrawiam,
Aleksandra
Aleksandro, jeszcze przede mna ‚maly’ tydzien w polowie wrzesnie; miala byc Toskania, ale maz sie upiera na ‚nasze’ miasteczko z terami w Alpach, wiec… obawiam sie, ze bedzie to drugie ;)
Bretania i Normandia tez od jakiegos czasu mnie bardzo pociaga, kto wie – moze w przyszlym roku?
Pozdrawiam!
Nie przypuszczałam, że tak się teraz pisze książki… poprzejrzeć blogi, skopiować CZYJEŚ MYŚLI-TEKST i wydac i oczywiście podpisac się pod tym….własnym nazwiskiem. No SZOK. Coś podobnego!
Nie wiedziałam nic o tej ksiażce, moze dlatego, że żadko bywam w Polsce, ale osoby które zostały pokrzywdzone przez tą kobietę, powinny wspólnie zgłosic pozew z doniesieniem o plagiat i naruszeniem dóbr osobistych. Przecież to są nie tylko przepisy, ale własne myśli, tekst, przemyślenia.
No żałosna jest ta pani nie ma co… :/ i wydawnictwo O.o
Sprawę w sądzie macie wygraną, choć jak doczytałam dostajesz na samą myśl globusa ;) ale ta pani powinna ponieść tego konsekwencję, no brak słów…
Trzymam kciuki za pomyślne rozwiązanie tej sprawy – jesteśmy z Wami!
Kochana Beo, jest mi przykro, sama podaję przepisy kulinarne wypróbowane przeze mnie, w wypadku zaś rodzinnych podaję czyj jest to przepis, bardzo mi sie nie podoba kopiowanie blogów, dlatego sama zablokowałam kopiowanie, gdyż swoje wpisy znajdowałam w różnych tekstach różnych ludzi, czy zamierzasz coś z tym zrobić?
pozdrawiam
j
Wydaje mi sie, ze sprawe w sadzie o odszkodowanie, macie wygrana… !!! Przynajmniej jakis tam % od sprzedazy, czy to byloby duzo, czy malo… najwazniejsze chyba jednak byloby to, aby pokazac, ze blogerzy tez sie licza i ich glos tez jest wazny… Nie ma sie nad czym zastanawiac !!!
Beo, a może byś nam coś ugotowała? ;-) Zaglądam tu i zaglądam i tak się zrobiło smutno i „internetowo” a nam w brzuchu burczy….
Mam nadzieję, że osoba Której Imienia Nie Będę Wymieniała, nie zgasiła Ci świeczki i szybko nas czymś znowu zainspirujesz. U mnie odparowują mirabelki. Jakiś pomysł na szałowe dodatki do dżemu? ;-)
Alison, juz ugotowane! Tylko od poniedzialku trudno mi znalezc czas na bloga… (powrot do pracy :/ ). Ale dzis bedzie pelny wpis – a na dowod – za chwilke zdjecia :))
Dziekuje raz jeszcze za odzew! Pozwolcie, ze nie bede aktualnie komentowac tego wszystkiego ponownie (tym bardziej, ze nic nowego raczej napisac nie moge…), zrobie to pewnie dopiero po dokladnym wyjasnieniu / rozwiazaniu sprawy.
Pozdrawiam!
Beo, całą sprawę odkryły pewne dziewczyny, które odwaliły za nas całą robotę – zidentyfikowały skopiowane przepisy, dopasowały do blogów i poinformowały poszkodowanych. Także raczej Twoich przepisów w tym „dziele” nie ma. Dodam, że taką informację otrzymała właśnie Liska, która w swoim poście nawet się nie zająknęła na ten temat, co uważam za delikatnie mówiąc nieeleganckie zachowanie. Nasza grupa podjęła już jakiś czas temu kroki prawne, w wyniku których pojawiły się te oświadczenia wydawnictwa i pani M. Sądzę, że wszystko będzie miało finał w sądzie. Teraz okazało się, że poprzednie dwie jej książki są napisane w ten sam sposób.
Zielenino, moj tekst znajduje sie we wczesniejszej ksiazce pani M. (sama dokonalam weryfikacji w ksiegarni ;)).
Czy moge wyslac Ci maila?
Pozdrawiam!
O całej sprawi dowiedziałam się dopiero wczoraj. Nie ukrywam, że to był dla mnie szok. Autorka jest młodą osobą. Musiała niedawno skończyć studia i napisać pracę licencjacka/magisterską. Obecnie na uczelniach każda taka praca przechodzi przez program antyplagiatowy i każdy student wie co to plagiat i co mu grozi. Na uczelni wydalenie, a w prawdziwym życiu… zobaczymy. Cięzko uwierzyć mi w jej naiwność i tłumaczenia. Cóż, łatwo było to zrobić, ale i łatwo to się wydało. A wiesz, że jej wcześniejsza ksiązka była obecna na tegorocznym festiwalu książek kulinarnych w Paryżu (http://pistachio-lo.blogspot.com/2012/03/paryski-festiwal-ksiazek-kulinarnych-i.html). Mamy za sobą cudowny pobyt w Szwajarii. Było pięknie, pysznie i bardzo drogo (dwa nowe koła). Dużo nieprzewidzianych sytuacji, dużo wspaniałych chwil i emocji. Wracaj szybko do zdrowia.
Co za bełkot, ten wywiad… oj, oj, oj…
Beo, skopiowałam sobie opis Twojej ubiegłorocznej toskańskiej wyprawy, aby go wydrukować i czytać wieczorkiem w łóżku jeżdżąc trochę palcem po mapie – mam nadzieję, że się nie gniewasz?
Magdo – oczywiscie, ze sie nie gniewam! Wrecz przeciwnie – jest mi niezwykle milo, ze te krotkie zapiski sie spodobaly :)
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo Ci dziękuję :-) I spać będę spokojniej – zwłaszcza w obliczu tej smutnej afery plagiatowej. A za 18 dni, po 6 latach nieobecności w tym Raju dla Duszy i Ciała, sama będę w Toskanii :-)) Zainspirowana Twoimi notatkami z pewnością odwiedzę kilka opisanych w nich miejsc. Sami natomiast na 10 dni zakotwiczymy na Wybrzeżu Etruskim. Pozdrawiam serdecznie!
Magdo – zazdroszcze! U nas trwaja ‚pertraktacje’, mam bowiem kilka wolnych dni w polowie wrzesnia i baaardzo chcialabym wrocic do Toskanii, maz zas – niestety… – woli ‚nasze’ wakacyjne miasteczko w Alpach i termy :/ Obawiam sie, ze to ja niestety bede musiala ustapic… ;)
Pozdrawiam!
Wydawnictwo niby wstrzymało sprzedaż, ale książki tej pani można w dalszym ciągu nabyć choćby w Weltbildzie:
http://www.weltbild.pl/szukaj.html?query=Magdalena+Makarowska&filterActive=1&p=1&cat_id=&srtField=&productsPerPage=&search=1&filterCategory1=&x=41&y=21
Ata – no wlasnie, ksiazka niestety nadal jest dostepna w sprzedazy w ksiegarniach i na dodatek tylko ta ostatnia zostala ‚wstrzymana’ w samym wydawnictwie, te wczesniejsze niestety nie… (a w tej z gruszka na okladce rowniez znajduje sie sporo skopiowanych tekstow :/ ).
jak sie ogląda ten filmik to rece opadają. ona jest głupia i bezczelna.
powinnyscie złozyc pozew.
pozdrawiam i mimo tej nieprzyjemnej sprawy miłego dnia!
Zgadzam się z większością komentarzy i dodam jeszcze swój podkreślając, że nie może Pani tylko biernie obserwować tej sprawy i przechodzić obojętnie wobec (powiedzmy to sobie szczerze) zwykłego złodziejstwa! Przykro mi to mówić, ale pozew zbiorowy i finansowe zadośćuczynienie jest tu konieczne ze względu na polską mentalność. Po prostu osoby takie jak pani M. nie odbiorą swojej lekcji, jeśli nie zostaną oficjalnie ukarane i nie zostaną pociągnięte do odpowiedzialności finansowej za to czego się dopuściły. Proszę „utrzeć jej nosa” dla zasady.
A teraz coś z zupełnie innej beczki…;-) Trafiłam na Pani bloga wiosną, przypadkowo – szukając przepisu na sok z kwiatów białego bzu, który mogłabym skonfrontować z przepisem od znajomego leśnika. Sok powstał, kilka słoiczków znakomitych konfitur też;-) Podzielam Pani opinię co do sezonowego jedzenia i podziwiam kreatywność w tworzeniu koktajli:-)Zostaję.
Pozdrawiam serdecznie!
To jest jakaś masakra, przecież to było do przewidzenia, że wszystko się wyda… nie rozumiem tej autorki. Kto teraz wyda „jej” dzieła :)?
Mnie z kolei oburza wieszanie psów na blogu Mirabelki. Dziewczyna w notce obok napisała, że blog jest przeniesieniem spisanych wcześniej przepisów, receptur z formy papierowej na blog. Tutaj piszecie o niej jak o złodziejce. Wyraźnie zaznacza, że nie jest to jej. Wszyscy jednak zrozumieli, łatwiej jest jednak kogoś zmieszać z błotem, obrazić się o brak linka do swojego bloga, a tym samym nie zareklamować. Śmieszne są te cyrki z odkopywaniem z pamięci z jakiego to pudełka po płatkach wziął się przepis. Przydały by się przeprosiny.
PaniCzarna – nikt nie wiesza psow na blogu autorki strony chleb.info, tylko – wrecz przeciwnie – pisze iz jej receptury sa powielane na innych blogach bez podawania ich zrodla, czyli bez odsylania do blogu Mirabelki. I nie chodzi tu o zadna reklame a o zwykla intelektualna uczciwosc.
Właśnie kupiłam książkę tej pani „jedz pysznie, chudnij cudnie” – mocno impulsowy to zakup :) Mam nadzieję, że w niej nie ma plagiatu. Pewnie gdybym przed zakupem wrzuciła w google nazwisko, nie zdecydowałabym się na kupno. Ale do czego zmierzam. Wydaje mi się, że nawet większą winę ponosi wydawca niż „autor”, bo po pierwsze to wydawca zbiera kokosy, a „autor” resztki (ze sprzedaży). A podstawa to…już mojemu dziecku w drugiej gimnazjalnej nauczycie WOS zapowiedział, że prace domowe mają być wysyłane na serwer szkoły, bo będą sprawdzane przez program antyplagiatowy, wszystkie uczelnie korzystają z takich programów, więc dlaczego, do cholery, wydawnictwo nie mogło?!?!?
No i trafił mnie szlag a nadzieja okazała się jednak matką głupich – wgooglałam 2 przepisy z „“jedz pysznie, chudnij cudnie” i jeden znalazłam u Trufli a drugi u Pistachio….jednak dalej mam nadzieje, że stosując się do porad w tej książce uda mi się zrzucić parę kilo…