Jednym z celów tegorocznych wojaży po Toskanii było Montalcino – kolebka jednego z bardziej znanych i osławionych włoskich win – Brunello di Montalcino. Podczas ostatniej podróży nie udało mi się niestety tam dotrzeć, tym razem więc był to jeden z głównych punktów mojego programu. I tak jak wspominałam w poprzednim wpisie – o dziwo, to właśnie tutaj zrobiłam najmniej zdjęć…
Otoczone winnicami i gajami oliwnymi, to urokliwe miasteczko o etruskim rodowodzie unosi się na jednym z okolicznych wzgórz (jego pierwotna nazwa – Mons Ilcinus – pochodzi najprawdopodobniej od łacinskiej nazwy dębów – ilex – które królują w tamtejszych lasach). Za opłatą (4 euro) można również wejść na mury średniowiecznej fortecy z XIV wieku – roztaczające się stamtąd widoki są zdecydowanie tego warte (wejście i zakup biletów w Enotece w obrębie murów, w której można się przy okazji również posilić podczas winnej degustacji ;)).
W Montalcino wypiliśmy najdroższe toskańskie espresso (3 euro, macchiato 3.50), ale nie zdziwiło mnie to zbytnio, gdyż wybrane przez nas miejsce jest typowo turystyczne, polecane przez większość przewodników – ‘Fiaschetteria Italiana – Antica Cantina del Brunello’ na placu głównym (Piazza del Popolo), tuż na wprost XIV wiecznego Ratusza, z widokiem na jego wieżę oraz część arkadów pobliskiej Loggii. Siedząc na zalanym słońcem tarasie, w otoczeniu wyjątkowych, średniowiecznych budowli (przy akompaniamencie kilku gatunków pecorino i lampki Brunello oczywiście… ;) ) ma się ochotę zostać tu na dłużej, najchętniej na zawsze; nie miałabym nic przeciwko temu, by móc codziennie pić moją poranną kawę w takiej scenerii jak ta… :)
(jeśli będziecie w ‘Fiaschetteria Italiana’, zerknijcie również do środka – zobaczycie niesamowity, mocno leciwy ekspres do kawy, a w drugiej sali, w głębi – uginające się od wina i regionalnej oliwy półki, wypełnione aż po sufit… :))
Jak wspominałam na początku – Montalcino oczywiście kojarzy się z osławionym, ikonicznym wręcz Brunello. Mieszanka tamtejszego klimatu, optymalnego nasłonecznienia oraz skład okolicznej gleby są idealną strawą dla winogron sangiovese (w regionie wytwarza się nie tylko Brunello, ale również np. Rosso di Montalcino, o krótszym okresie dojrzewania). Jedne z najlepszych roczników Brunello, to przede wszystkim 1997, 2004, 2006 oraz 2007 (cytuję informacje z degustacji…)., a te naprawdę wyjątkowe winogrona zostają wyselekcjonowane do produkcji dłużej dojrzewających roczników, oznaczonych później mianem ‘riserva’ (o cenę np. takiego Brunello Grand Riserva 1997 lepiej jednak nie pytać… o te starsze tym bardziej ;)).
Brunello pojawia się w sprzedaży 5 lat od daty zbioru (Riserva po 6 latach), a Rosso – już po 2 latach (aktualnie więc najmłodsze Rosso na rynku to rocznik 2011, a Brunello – 2008). Niektóre rosso są naprawdę pyszne, choć oczywiście nie mają tak bogatego i złożonego bukietu jak długo dojrzewające wina, są jednak bardzo przyjemnym dodatkiem do ‘codziennej’ kolacji (a ich cena jest przy okazji o wiele bardziej przyjazna). Jeśli więc szukacie przyjemnego, ‘łatwego’ ;) i lekkiego wina – śmiało możecie wybrać Rosso (rocznik 2010 jest np. wyjątkowo dobry).
A skoro o winach mowa, to warto oczywiście odwiedzić któregoś z lokalnych producentów; my zawitaliśmy do Fattoria dei Barbi (zdjęcia Brunello właśnie stamtąd), gdzie – po zwiedzeniu piwnic i degustacji – nie obyło się oczywiście bez zakupu kilku butelek tego szlachetnego trunku (poleca się m.in. ich Brunello Riserva 2007, które miało / ma bardzo dobre opinie na międzynarodowym rynku wina). Nieco dalej zwiedzić można również muzeum Brunello oraz posilić się w restauracji, tuż obok Fattorii.
Opuszczając Montalcino koniecznie należy zjechać nieco dalej na południe, w stronę Castelnuovo dell’Abate i zwiedzić benedyktyńskie opactwo Sant’Antimo, które – nie bez kozery – nazywa się jednym z piękniejszych romańskich kościołów nie tylko Toskanii, ale i Włoszech.
Opactwo założone zostało podobno przez samego Karola Wielkiego w 780 roku, choć aktualny, trzynawowy kościół pochodzi z XII wieku. To typowy przykład surowości i prostoty cysterskiego stylu, dzięki czemu wnętrze sprzyja skupieniu, refleksji, medytacji…
Abbazia Sant’Antimo - otwarte dla zwiedzających od 10.15 do 12.30 i od 15.00 do 18.30
* * *
Na drodze Montalcino – Pienza polecam też choć na chwilę zatrzymać się w San Quirico d’Orcia – kolejnym miasteczku o etruskim rodowodzie, gdzie zachwyca przede wszystkim Collegiata San Quirico e Giulitta z XIII wieku (o San Quirico wspominałam również we wpisie z poprzedniej podróży, szczegóły tutaj – klik).
‚
W kolejnym odcinku – krótka przerwa w zwiedzaniu i przepis; toskański ma się rozumieć! :)
‚
Pięknie tam… :)
Emi, w rzeczywistosci jeszcze piekniej niz na zdjeciach! :)
Ale zbieg okoliczności! Byłam tam tydzień temu:) Przepiękne miasteczko, a w San Quirico d’Orcia podziwiałam najpiękniejszy zachód słońca naszych wakacji ;)
Piegowata, tydzien temu?! Piekne miejsca, prawda? :)
Przepiękne zdjęcia, Beo! I opowieść o Toskanii! Może w przyszłym roku porzucę moją ukochaną Andaluzję i namówię rodzinę na Toskanię…? Po przeczytaniu Twojej relacji niemal poczułam smak wina i poczułam ciepłe toskańskie słońce!
Pozdrawiam serdecznie
Polu – jesli tylko bedziesz miec taka okazje, to koniecznie choc raz pojedz do Toskanii; choc oczywiscie kazdy kraj / region ma przeciez cos pieknego do zaoferowania :)
Bardzo to wszystko ciekawe. Piękne zdjecia. Tak bardzo lubie wino, oliwę, ser i chleb, że takie miejsce wydaje mi sie być idealne do życia.
Wislo, ze wzgledu na kulinarne aspekty Toskania jest chyba moim rajem na ziemi ;)
Wspaniałe miejsca!
O tak Kamilo, zdecydowanie warte zobaczenia :)
No dobrze, nie będę ukrywać, że po prostu rozpływam się w achach i ochach… :) Dla mnie Toskania to raj na ziemi… :)
Malgosiu, dla mnie zdecydowanie rowniez :)
Uwielbiam takie relacje:)
Milo mi Anito! :)
Pięknie zakurzone butelki :) Opactwo śliczne. A krajobrazy jak z pocztówek, aż chce się tam być. Pozdrawiam Dagmara
Dagmaro – co miasteczko, to perelka!
Piekne zdjecia Beo!
Mnie się dziś śniła moja Umbria ukochana… eh.. tęsknię, że szok..
Pozdrowienia:*
Majano – Umbria jeszcze przede mna! :)
Nie dziwie sie, ze tesknisz…
Usciski! :*
Miło pachnie, wino, zapach toskańskiego lata, bazylia, oregano, tymianek i słońce, ale wino pyszne, i tak pięknie pachnie, dziękuję Beo za tę piękną wycieczkę, i czekam z utęsknieniem na cdn
pozdrawiam
J
Jadwigo – zaluje, ze zapachy i smaki moge przekazac tylko w ten sposob… Cd bedzie, acz z przerwami ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Przepiękne widoki! I ta winnica!… *^v^* Fajnie jest pojechać na wakacje samochodem, nie samolotem, można wtedy przywieźć łupy kulinarne w dużej ilości.
Brahdelt – to bylo wlasnie plusem tegorocznych wakacji : moglam przywiezc sporo wina i duuuzo serow, i jeszcze troche oliwy (choc zaluje, ze nie kupilam wiecej…). A pociagiem (i w pojedynke) to jednak nie bylo juz to samo.
Piękne i znane mi miejsca, choć chciałabym być tam w czasach , kiedy nie docierali turyści ;) Ceny są nieco absurdalne, co nie umniejsza urody miasteczek. Opactwo wyjątkowe, piękne położenie i samo jest prawdziwą perełką :) Pozdrawiam …tym razem ja o kulach ..M.
Masz racje Malgosiu – tez wole takie miejsca bez tlumu turystow ;) Ceny niektorych miejsc faktycznie sa moze absurdalne, ale Ci ludzie wlasciwie tylko z tego zyja i w okresie turystycznym musza zarobic na caly rok, wiec chyba sie im nie dziwie… Choc sama stwierdzilam, ze jakies malownicze miejsce z bruschette i degustacja pecorino, to jest calkiem dobry pomysl na biznes! Moze by mi sie nawet podobalo? ;)
Pozdrawiam! I przesylam Ci moc fluidow :*
(reszta mailowo…)
Pingback: Toskańskie reminiscencje (2013, cz. 4, ostatnia) | Bea w Kuchni
Uwielbiam włoskie klimaty i z chęcią bym się tam ponownie wybrała. Póki co nie mogę sobie jednak na to pozwolić, ponieważ całe oszczędności planuję przeznaczyć na wycieczkę z biura. Muszę obliczyć ile kosztuje wyjazd integracyjny, a dopiero potem pomyśleć o ewentualnym urlopie.