Drugi w Waszym rankingu tuż po focaccii znalazł się pieczony bakłażan, tak więc dziś o nim słów kilka.
Przepis pochodzi z ostatniego numeru ‘Jamie Magazine’ i jest niezwykle prostym i smacznym pomysłem na przygotowanie oberżyny. Jeśli lubicie połączenie bakłażana i pomidorów (czyż można tego nie lubić???) podrasowanych odrobiną cynamonu i orzeszków piniowych – natychmiast zapiszcie sobie co trzeba na jutrzejszą listę zakupów ;) Oczywiście wolałabym móc delektować się bakłażanami alla parmigiana, póki co jednak mozarella i cała reszta nie wróciła jeszcze niestety do łask…
oryginał : Jamie Oliver – ‘Jamie Magazine’ nr 42
Pieczony bakłażan z pomidorami
2 większe lub 3 mniejsze bakłażany
oliwa
ok. ½ łyżeczki mielonego cynamonu
sól, pieprz
3-4 szalotki
2-3 lekko zmażdżone ząbki czosnku
200-250 g pomidorków koktajlowych (użyłam olivetti)
ocet z czerwonego wina (używam balsamicznego)
ok. 50 g orzeszków piniowych
opcjonalnie – feta do posypania
(w oryginale dodatkowo 50 g miąższu z chleba oraz 2 łyżki rodzynek)
Piekarnik nagrzać do 220 st.
Orzeszki piniowe zrumienić na suchej patelni.
Umyte i osuszone bakłażany pokroić w plastry (ok. 1 cm grubości) i ułożyć na blasze (lub w naczyniu żaroodpornym / patelni itp.); posmarować je lekko oliwą, posypać cynamonem, solą i pieprzem. Po ok. 8 – 10 minutach dodać pokrojone w ósemki szalotki, czosnek oraz pomidory i piec jeszcze ok. 10 minut; gdy warzywa są już miękkie, skropić je octem (ok. 1 łyżka, do smaku) i oliwą, doprawić do smaku.
Podawać posypane orzeszkami piniowymi.
Ja serwowałam warzywa na kromkach zrumienionego na patelni chleba, przetartego ząbkiem czosnku i lekko skropionego oliwą. Dodatek fety i cebuli dymki (tymianku w drugiej wersji) był również trafiony.
U Jamiego upieczone warzywa posypuje się okruchami chleba wymieszanymi z orzeszkami piniowymi, rodzynkami, szczyptą cynamonu, soli i pieprzu oraz chlustem oliwy i zapieka się je jeszcze ok. 5-10 minut, nam jednak wersja uproszczona zdecydowanie bardziej smakowała :)
Świetnie pasował tutaj również kozi ser z regionu Ardèche, o lekko kremowej konsystencji, jak dla mnie wręcz idealny. A jako iż Ardèche słynie z kasztanów, wiele tamtejszych serów dojrzewa na liściach kasztanowca właśnie. Uwierzcie mi na słowo – serowa poezja :)
‚
Bea, świetne te kanapki z tymi pieczonkami
Margot, dla mnie to najlepsza wersja ‚kanapkowa’ z mozliwych :)
Bardzo apetycznie wygląda. Podesłałam linka Aguti, która ostatnio serwuje nam trzydaniowe obiady z bogatym deserem, może i to zrobi. :)
Nutinko, swietnie! Mam nadzieje, ze ta wersja przypadnie Aguti do gustu (i Wam rowniez :)). A swoja droga – wspaniale jest miec taka Corke! :)
Pozdrawiam serdecznie! I dziekuje Ci serdecznie za wizyte :)
Nie można nie lubić. Bakłażany to mój letni faworyt, zaraz po pomidorach. Wczoraj jedliśmy podobne danie i nawet mięsożerny małżonek powiedział, że pyszne.
Phalange, widze ze mamy bardzo podobne smaki :) Ja na liste dorzucam jeszcze cukinie i jest moje ulubione trio :) A ze warzywa kupuje tylko sezonowo, to juz teraz zaluje, ze nie mozna najesc sie ‚na zapas’ ;)
Moim miesozernym znajomym tez tego typu dania bardzo smakuja, a to dobry znak :)
Pozdrawiam serdecznie!
Pyszności Beo!
Aktualnie wszędzie widzę coś z bakłażanem na blogach i też nabrałam na niego chęci. :)
Cudowne zdjęcia. :)
Pozdrawiam ciepło.
Majano, gdyby dynie, pomidory, cukinie i baklazany mogly rosnac w naszym klimacie caly rok, bylabym w siodmym niebie! :)
Jak bakłażany dla mnie mogą nie istnieć, to kozie sery dokładnie odwrotnie. Taki na lisciach kasztanowca ( pewno tego jadalnego) to dodatkowa zachętaudręka; przecie u siebie go nie kupię…
BTW – przypominam : właśnie teraz należy zaopatrzyć się w warkocz WIOSENNEGO czosnku na całą zimę ( albo i dwa.. ja nabyłam 4 po 20 głowek :)
Qd, dla mnie jedne i drugie ida w parze :) Tak, to liscie jadalnego kasztanowca. Na poprzednich zakupach bylam niepocieszona, ze sera juz nie ma (pani dostala ich malo), ale na szczescie w tym tygodniu byla nowa dostawa, wiec kupilam od razu kilka :))
Dziekuje za czosnkowe przypomnienie! Bede musiala i ja sie na targu rozejrzec…
Pozdrawiam serdezcnie!
Obłędne !!!
Ozzie, dziekuje! :)
Średnio lubię bakłażany, ale ten Twój przepis, pieczony bakłażan wygląda rewelacyjnie! Aż nabrałam ochoty, by go skosztować :)
Magdo, jesli nie lubisz baklazana, to jest ryzyko, ze danie moze Ci nie posmakowac… jest jednak mocno baklazanowe.
Pozdrawiam!
A czy to można zapakować do słoiczka, zapasteryzować i zimą też zajadać się takimi pysznościami czy raczej nie da rady? Pozdrawiam
Ewo, tego akurat nie pasteryzowalam, za to zdarzalo mi sie pasteryzowac ratatouille lub kawior z baklazana; problem tego typu przetworow polega na tym, ze zaleca sie podwojna (a nawet potrojna) pasteryzacje (tak jak w przypadku miesnych preparacji), by uniknac ewentualnych problemow zwiazanych z wytwarzaniem sie jadu kielbasianego w przetworach bez dodatku octu lub cukru.
W takim razie mam pytanie z innej beczki. Mam dynię, jabłka i buraki bez dodatku cukru i octu zapasteryzowane w ten oto sposób: http://www.cincin.cc/index.php?showtopic=8075&st=40&start=40 post nr 45. Już wiem, że to źle ale czy w takim razie te przetwory są do wyrzucenia, czy pasteryzować jeszcze raz (chociaż od pierwszej pseudopaseryzacji minęły ze dwa tygodnie) czy zostawić taki jak mi odpisano? Z góry dziękuję za wszelką odpowiedź.
Ewo, przyznaje iz nie pasteryzowalam nigdy powtornie przetworow po dwoch tygodniach… Jesli juz, to maks. nastepnego dnia. Jesli sloiczki sa prawidlowo zassane, to moze faktycznie przetrwaja? Choc u mnie jedna z dyni zapasteryzowana tylko raz (wieczko zassane) niestety po jakims czasie zaczela fermentowac :/
Troche obawiam sie tez tego, ze pasteryzowalas w tak niskiej temperaturze… Mam jednak nadzieje, ze nie bedziesz miala jakichs niemilych niespodzianek.
Nastepnym razem pasteryzuj w wyzszej temperaturze i przetwory bez dodatku cukru / octu – podwojnie. Jesli cos sie nie zassie – od razu ponownie pakuj do czystych sloikow (jesli to goraca preparacja, to ponownie ja zagotowujesz) i pasteryzuj na nowo.
Co do zakretek zas i ich podgrzewaniu w piekarniku, to mysle iz sporo zalezy tez od typu / jakosci samych zakretek; z moimi absolutnie nic sie nie dzieje, choc jakis czas temu mialam inne (nowe) soiki z zakretkami i po podgrzaniu zachowywaly sie one inaczej niz te poprzednie zazwyczaj (jednak i tak wszystko sie dobrze zassalo i nie ma zadnych problemow).
Przepraszam, że tak Panią zarzuciłam pytaniami ale jak się okazało jestem bardziej zielona w tym temacie niż myślałam. Jeszcze chciałabym się zapytać czy ewentualna dalsza obróbka cieplna (dynia i jabłka do ciasta, a buraki podgrzewane/zagotowane) tych przetworów zniszczy toksynę jadu kiełbasianego? Fermentację czy pleśń jesteśmy w stanie wyczuć/wywąchać/zobaczyć a tego nie…
Ewo, nie ma za co przepraszac! Nigdy przeciez chyba nie mozna wiedziec wszystkiego (a jako belfer z zawodu wychodze z zalozenia, ze kto pyta nie bladzi :)).
Problem jadu kielbasianego polega na tym, ze faktycznie nie mozna wyczuc go czy zobaczyc golym okiem tak jak plesni, tzn w jego poczatkowym stadium. Nie wiem niestety, czy ponowne zagotowanie przetworow moze zniszczyc jad kielbasiany, ktory juz sie zaczal wytwarzac (nigdy o tym nie slyszalam…), mam jednak nadzieje, ze jesli Twoje wieczka wciaz sa dobrze zassane / wklesle, to zaden jad absolutnie nie zaczal sie tam rozwijac :)
Jesli masz czas / ochote / energie, to mozesz faktycznie przeprowadzic ponowna pasteryzacje, jednak w razie jakichkolwiek watpliwosci podczas przechowywania przetworow (lekko wypukle wieczko, zmiana koloru potrawy, specyficzny ‚syk’ podczas otwierania ich, zmieniony zapach / smak itp.) – nie konsumuj ich! i absolutnie nie podawaj dzieciom, ich organizm bowiem o wiele trudniej zwalcza tego typu bakterie.
Świetne przepisy Beo :) Często do Ciebie zaglądam, szczególnie w sezonie dyniowym ;)
Chciałam tylko sprostować informację, którą zamieściłaś w opisie i w komentarzu. Na zdjęciu kozi ser zawinięty jest w liść kasztana jadalnego (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kasztan_jadalny). Kasztanowiec to zupełnie inny gatunek, zerknij np. tutaj http://pl.wikipedia.org/wiki/Kasztanowiec_zwyczajny To to drzewo, które kojarzy się u nas z okresem matur. Zamieszanie z nazewnictwem wzięło się pewnie stąd, że jego owoce nazywane są kasztanami;)
Ula, witaj :)
Masz oczywiscie racje; niestety czesto uzywam nazwy ‚kasztanowiec jadalny’ zamiast ‚kasztan’, choc tak jak pisalam powyzej na odpowiedz Qd – chodzi oczywiscie o liscie tego jadalnego. W jezyku francuskim i te dwa drzewa, i ich owoce maja zupelnie odmienne nazwy (choc i tak czasami uzywa sie ich zamiennie, mylnie niestety).
Pozdrawiam i zycze udanego sezonu dyniowego! :)
Pingback: Kawior bakłażanowo-pomidorowy | Bea w Kuchni