Dziś dosyć krótki wpis, winna bowiem jestem niektórym Czytelnikom (a raczej Czytelniczkom ;)) kilka słów wyjaśnienia à propos jagód goji, o których wspominałam w jednym z jarmużowych wpisów.
Tak jak i jarmuż, jagody goji (Lycium chinense – kolcowój chiński oraz Lycium barbarum – kolcowój szkarłatny / pospolity), zaliczane są do tzw. super food, czyli do produktów wyjątkowo zdrowych i niezwykle cennych dla naszego organizmu. Tyle tylko, że po ostatnich tutejszych analizach kilkunastu opakowań jagód goji (różnych firm obecnych na rynku) mam spore wątpliwości co do chęci ich spożywania…
Owszem – są ponoć niezwykle zdrowe, bogate w witaminy, minerały i pierwiastki śladowe, aminokwasy, tłuszcze nienasycone, itd., itp i pomagają chyba w zasadzie na wszystko (zainteresowani mogą znaleźć odpowiednie informacje np. tutaj – klik, nie będę ich niepotrzebnie cytować). Jest tylko jedno ‘ale’ : te niesamowite, super zdrowe jagody rosną głównie na chińskich plantacjach, na których masowo traktuje się je pestycydami, herbicydami, środkami grzybo- i owadobójczymi (te z tybetańskich upraw też nie są wolne od pestycydów…). Dziś produkcja goji stała się wielką masówką i jagody, które docierają na nasz rynek są niestety przesiąknięte pestycydami właśnie.
Po analizach przeprowadzonych przez jedno z tutejszych laboratoriów okazało się, iż dopuszczalne normy pestycydów / środków owadobójczych są przekroczone nawet kilkunastokrotnie, to raz, a dwa – nawet te ekologiczne jagody nie były wolne od pestycydów (ale chyba nie powinno nas to dziwić – jak można kontrolować ekologiczne uprawy w Chinach?!) i na kilkanaście próbek – tylko jedne (!!!) nie zawierały pestycydów (dla mieszkających w CH – tutaj wyniki testu – klik)
Wiem, że nie wszystkich interesuje fakt, czy nasze jedzenie pełne jest pestycydów czy nie; poza tym nie zawsze niestety wiemy co jemy, nie wszystko przecież może być pod stałą kontrolą, nie wszystko podlega regularnym badaniom (choć nie narzekam – z tego co zaobserwowałam, w Szwajcarii tego typu testów przeprowadza się jednak zdecydowanie więcej niż w Polsce). Wydaje mi się jednak, że warto jest tego typu informacje przekazywać dalej, by każdy mógł całkowicie świadomie dokonać najlepszego dla siebie wyboru. Czy mamy ochotę jeść coś, co zawiera siedemnastokrotnie (!!!) przekroczoną dopuszczalną normę środków owadobójczych? Czy mamy ochotę serwować to naszym bliskim / dzieciom? Nie, ja nie, szczególnie jeśli ten produkt ma być podobno synonimem zdrowia (i jeśli na dodatek do tanich nie należy – z tego co widziałam, ceny na polskim rynku bywają dosyć zawrotne…).
Dlatego zamiast jagód goji wybieram np. rodzimą aronię (z tutejszej ekologicznej farmy pewnego przesympatycznego pana, specjalisty w dziedzinie sadownictwa), która zdecydowanie zasługuje na to, by poświęcić jej nieco więcej uwagi (zainteresowanym polecam np. ten oto artykuł o aronii – klik na stronie Polskiego Radia). Do tego dołóżmy np. jagody, czarny bez, czarną porzeczkę, czerwone winogrona (a co za tym idzie – czerwone wino :)) i nafaszerowane chemią jagody goji będą mogły pójść w zapomnienie ;)
(jakiś czas temu trafiłam również na ten oto wpis – ‘Drogie, śliczne i toksyczne’, linkuję ku przestrodze ;)).
‚
Pozdrawiam serdecznie (mając nadzieję, że Was nie zanudziłam… ;))
‚
Edycja : Za podpowiedzią Leloop przypominam linki do dwóch poprzednich wpisów o podobnej tematyce : ‘Food matters’ oraz ‘Jak jeść’ (dodatkowe linki również we wspomnianych wpisach oraz komentarzach do nich)
‚
Dobrze, zę piszesz , bo ludźmi tylko jesteśMY. Z tego co wiem, jagody goi nie zawierają więcej wit. c co truskawka, czy cytrusy. A nawet mniej niż Australijska Śliwka Kakadu, więc dla mnie nigdy nie stały się tym hiper, super przeciwutleniaczem. A antyoksydantów mają tyle samo co wszystkie kolorowe owoce. Reklamuje się je jako produkt z Himalajów, czy Tybetu najczęściej – przynajmniej ja takie spotkałam – a tymczasem jak piszesz Chiny i masowa produkcja…
Bea, ja tez wybieram aronię:) Swego nie znacie…Pozdrawiam Cię serdecznie!
Ewelino, dokladnie tak. Na roznych stronach podawane sa rozne informacje, zastanawiam sie wiec, gdzie tak naprawde lezy prawda… (pewnie jak zwykle – posrodku ;)). Poza tym to raczej swieze owoce zawieraja najwiecej wit. C, przynajmniej na ‚chlopski rozum’ tak mi sie wydaje. A antyoksydantow mamy sporo w wielu innych produktach, jagody goji naprawde nie sa wiec nam niezbedne.
Pozdrawiam serdecznie! (popijajac soczek z aronii ;))
Zastanawiam się dlaczego w Polsce nie ma świeżych owocow…
Ja mam w ogrodzie/Warszawa/3 krzaki Jagody Goii chyba 5letnich rosną jak szalone /,jak chwasty/Przyrosty po 1,5m opsypane owocami i jednocześnie kwiatkami… Owoce zbieram od lipca do mrozów….
Wcale o nie nie dbam tylko od czasu do czasu podlewam ,dlatego owoce są niezbyt duże..
Chętnie służę wiedzą i gałeziami po cieciu na sadzonki
Droga Beo,
Madry i ciekawy wpis, dziekuje! I czyz nie lepiej ( i taniej ) delektowac sie tym co sezonowe i dostepne na lokalnym rynku??? Jarmuz, nawet ten bio, jest naprawde w cenie bardzo zachecajacej do kupna. Dzieki twoim przepisom rozsmakowalam sie w jarmuzu. Nie mam odwagi prosic o nastepne….
Holenderko, zdecydowanie lepiej! Ciesze sie, ze jarmuz Ci posmakowal (i przepraszam, ze na blogu nie udalo mi sie wstawic wiecej przepisow… ale tak jak pisalam Ci w mailu – chetnie przesle wiecej mailowo wlasnie, jeszcze dzis :)).
Pozdrawiam serdecznie!
Dzieki wielkie za te b wazne informacje-cierpnie skora jak sie to czyta (b przekonywujacy jest krotki filmik- Baies de Goji: le test). Wczesniej czesto kupowalam ze wzgledow zdrowotnych i smakowych rowniez.
Pozdrawiam serdecznie
Marto, mnie reportaz z nich wyleczyl :) Choc na szczescie nigdy mi tak naprawde nie smakowaly, kupowalam je bardzo rzadko…
Pozdrawiam!
Beo, Dzięki za ten komentarz, właśnie niedawno po raz pierwszy kupiłam suszone jagody goi, opakowanie ledwo napoczęte, bo nie bardzo mi smakują, ale w pewnej ulubionej knajpce chętnie piłam napój z nich. Teraz się bez większego żalu pozbędę się reszty opakowania, a pić będę co innego.
No wlasnie Malgosiu, mnie tez niestety nie ‚powalaja’ ;) smakiem. Ale moze to i dobrze – gorzej by bylo, gdybym np. miala wyrzec sie dyni lub czeresni! :)
no ja właśnie od początku tym kupnym nie ufałam, bo spodziewałam się czegoś w tym stylu. teraz mam malutki krzaczek na balkonie i mam nadzieję, że się rozrośnie – ponoć w naszym klimacie również jest to możliwe. pozdrawiam serdecznie!
Olu, trzymam kciuki, by krzaczek rozrosl sie na balkonie! Kto wie – moze i ja sobie taki sprawie? Albo namowie tesciowa, gdyz ma taki mini-ogordek… Jestem pewna, ze europejski klimat im nie straszny :)
Pozdrawiam!
A i owszem ,w zeszlym roku posadzilismy na dzialce.Krzaczki ładnie urosły i w tym roku były dwie garście małych czerwonych jagodek i to teraz,we wrześniu
tak, tak cudze chwalicie. nie uległam jakoś tej modzie na owoce goji, bardziej mi smakuje natka pietruszki :)
warto by było jeszcze poruszyć sprawę współczesnej pszenicy, która się nijak ma do swych przodków, o teflonowych i ceramicznych naczyniach, które również nie są obojętne dla naszego zdrowia, o mikrofalach i kuchenkach indukcyjnych już nawet nie wspominam, ech :/
Leloop, mnie nigdy nie posmakowaly… I teraz juz zdecydowanie nie posmakuja ;)
Problemow, o ktorych wspominasz jest o wiele wiecej niestety :( Teflonowych naczyn od dawna juz nie posiadam, ceramiczna patelnia mnie zawiodla (ale nie slyszalam, ze tez jest niezdrowa; czy mozesz ‚rzucic’ jakims linkiem? chetnie poczytam…); mikrofalowki nigdy u nas nie bylo i nie bedzie, skonczylo by sie to z cala pewnoscia rozwodem :D (maz ma jeszcze wiekszego bzika tna tym punkcie niz ja i to on mnie na te tematy uczulil…). Do tego dodajmy OGM i Monsanto, pestycydy + ftalany (kilka lat temu m.in. dunscy naukowcy udokumentowali ich wplyw na nasze zdrowie, a raczej jego brak :/ ), hormony i antybiotyki uzywane w hodowli zwierzat (o ich tragicznych warunkach nawet nie wspominajac…), itd. itp. Ale jako iz wspominalam o tym tez we wczesniejszych wpisach (dla zainteresowanych : np. tutaj – http://www.beawkuchni.com/2011/03/food-matters.html i tutaj – http://www.beawkuchni.com/2011/03/jak-jesc-michaela-pollana.html ) to sie juz teraz nie bede powtarzac ;)
PS. Leloop, zapomnialam oczywiscie o plastiku i aspartamie…
tak szczerze mówiąc to możnaby dorzucić powietrze, którym oddychamy ;)
nie umiem Ci podać żadnego linku, to wynikło z fejsowej dyskusji osób lubiących gotować. ceramiczne patelnie podobnie są w miarę bezpieczne do pierwszej rysy, pod spodem jest aluminium. zresztą wystarczy zajrzeć do pierwszej z brzegu przyzwoitej restauracyjnej kuchni. na gazie stoją stalowe, żeliwne bądź miedziane gary, żadnych teflonów, greblonów i ceramik. co ciekawe nie przywiązują do tego wagi kulinarne gwiazdy typu Nigella, J.O. i inni. na dzień dobry są to drogie utensylia ale dobrze konserwowane starczają na cale życie czego się nie da powiedzieć o teflonach i reszcie.
a przy kolejnym podobnym wpisie wrzuć te linki na koniec tekstu, są sprzed 3 lat, warto przypomnieć.
tu link o teflonie, warto zwrócić uwagę na akapit o ptakach http://myzorki.wordpress.com/2011/04/13/teflon-wygoda-stala-sie-trucizna/ w komentarzach ktoś wspomina o rysach na patelniach ceramicznych
tez nie mam mikrofali, niestety mam kuchenkę elektryczna z racji mojej gazowej fobii, najbardziej jednak chciałabym mieć przyzwoita kuchnie opalana drewnem.
No pewnie, ze mozna by dorzucic powietrze ;) I wlasnie dlatego zawsze twierdze, ze skoro tyle juz tego wokol nas (na co nie mamy wplywu), to po co wrzucac w siebie wiecej? No ale co kto lubi.
Masz racje – tez mnie dziwi, je J.O. np. promuje teflonowe naczynia, skoro wszem i wobec opowiada o zdrowym zywieniu dzieci itp. Jak dla mnie to sie zupelnie wyklucza.
Ja niestety tez mam kuchenke elektryczna (tutaj gaz w kuchni to rzadkosc…).
Dziekuje za linka, poczytam zaraz…
(a te poprzednie linki dopisze chyba i pod tym wpisem, moze faktycznie jeszcze sie komus przyda to przypomnienie…)
bo pewnie teflony sponsorują jego programy :/
dziękuję ci za te kilka słów
Agato, ciesze sie, ze sie przydalo :)
Ha! my postawiliśmy właśnie na rodzimą aronię, akurat w naszym klimacie miewa się świetnie ;) Ale w jakimś katalogu ogrodniczym znalazłam ofertę na sadzonki goji (kolcowój pospolity) i chyba się skuszę, aby spróbować, wg opisu jest mrozoodporna i niewymagająca. Mamy także chrapkę na jagodę kamczacką i rokitnik… chcemy być samowystarczalni w kwestii witamin ;)) Wczoraj zakupiłam nasiona jarmużu i pasternaku ;)
Super wpis, Beo, czasami niewygodne fakty umykają naszej uwadze.
Ściskam ;)
Czemu mój komentarz oczekuje na moderację? ja tego nie pisałam ;-))
Inkwizycjo, czasami tak bywa wlasnie, i nie mam pojecia dlaczego… Niektorych mi system ‚blokuje’, na szczescie tylko do moderacji (przynajmniej taka mam nadzieje! ;)). Na szczescie nie mam juz praktycznie problemow ze spamem dzieki ostatnim zmianom, moglam nawet calkowicie pozbyc sie kodu weryfikacyjnego (ktorego baaardzo nie lubilam), wiec nie jesz zle :) Jedyny minus, to ze gdy pracuje (teraz mam jeszcze koncowke ferii…) to maile sprawdzam dopiero po powrocie z pracy niestety…
Inkwizycjo, swietna decyzja! Moja chrzestna od zawsze miala dzewka aronii u siebie i to ona mnie nia ‚zarazila’ :)
Widzialam na forach ogrodniczych, ze sporo osob ma sadzonki goji w ogrodzie, mysle wiec, ze warto sprobowac, chocby dla wlasnego eksperymentu :)
Rokitnik tez ciocia ma (a przynajmniej miala – dopytam), jagoda kamczacka to tez swietny wybor! I do tego jarmuz, pasternak i kilka dyni oczywiscie, prawda? ;)
(pisz smialo jesli chcesz jakies nasiona, ktorych nie ma w PL)
Usciski!
Kolejny bardzo ciekawy i starannie opracowany Beo, a ja właśnie jestem świeżo po lekturze takiego oto manifestu „anti-superfoods”, polecam lekturę : http://www.theguardian.com/lifeandstyle/2014/feb/12/superfood-bore-off-jay-rayner
Anno Mario, dziekuje! Za chwile zaglebie sie w lekturze :)
Jagody goji kupiłam raz, na próbę. Są ciekawe w smaku, i owszem, ale strasznie drogie… A po tym, co napisałaś, to już w ogóle nie mam na nie chęci…
Też dzięki Tobie się w jarmużu zakochałam :)
Gin, mnie niestety smak nie przekonal… No ale gdyby byly lokalne i bez pestycydow, to moze bym sie od czasu do czasu skusila ;) Choc chetnie bym tez sprobowala swiezych i wtedy dodawalabym ich do innych sokow na ten przyklad :)
Jeszcze nie słyszałem o tych owocach czy ktoś wie gdzie można takie coś dostać?
Wystarczy wpisac haslo w google lub pojsc do pierwszego sklepu ze zdrowa zywnoacia – beda z pewnoscia :)
Jaka fajna miseczka!
Polko, w rzeczywistosci jest malutka, ale bardzo ja lubie :) Jest czescia pewnego tajskiego czy balijskiego kompletu zakupionego ‚do zdjec’ ;) Teraz pozostaje mi juz tylko czekac na lato, by cos moc na nich zaprezentowac :))
i ja dziękuje za wpis, przypominasz o tak ważnych sprawach…
osobiście do naszych rodzimych zapomnianych zdrowych owoców dorzucam moją ukochaną dziką różę
Gabrysiu, dzika roza jak najbardziej! Choc dostep do niej mam tu niestety ograniczony…
no i moje jagodki leca do kosza :( Jak jesc zdowo jak wszysto jest nasiakniete jakims syfem. Jedz owoce warzywa a tam cala tablica mendelejewa. Swiat oszalal
Lucyno, mnie w pewnym sensie ‚uspokaja’ fakt, ze najwiecej pestycydow i srodkow owado- i grzybobojczych znajduje sie w owocach i warzywach z importu, ktorych nie kupuje; w tych lokalnych jest ich bardzo niewiele, a w ekologicznych albo nie ma ich zupelnie, albo sa to sladowe ilosci i oczywiscie zupelnie innych niz te, ktorych uzywa sie w tradycyjnej uprawie (gdzie na dodatek czesto stosuje sie mieszanki kilku roznych srodkow), dlatego wlasnie regularnie sledze tutejsze testy konsumenckie (przeprowadzane przez ludzi, ktorzy nie sa przekonani co do wyzszosci tego, co ekologiczne, wiec nie maja potrzeby ‚naciagania’ wynikow testow laboratoryjnych ;)).
zgadzam sie…pierwsze na co trzeba zwrocic uwage to wlasnie brak chemii w jedzeniu…w czym na pomoga pierwsiastki w jagodach jesli oprocz z nich zjemy pol tablicy Mendelejewa? polecam wyklad Charlotte Gerson na youtube…corki slynnego dr Gersona.. ma 90 lat nigdy nie byla u lekarza, nigdy nie brala lekow…a trzyma sie z dala tylko od jednego…od pestycydow itd… jej wyklad zmienil moje zycie polecam i pozdrawiam :*
Qoopko, dokladnie tak! (Gersona jak najbardziej znam, dzieki jego terapii sokowej, wykladu corki rowniez chetnie poslucham…).
Kilka lat temu widzialam bardzo ciekawy dunski reportaz o wplywie ‚koktajli’ pestycydow i ftalanow na nasze zdrowie (w szczegolnosci zas jesli chodzi o zachorowalnosc na raka i bezplodnosc dotykajaca coraz wieksza czesc populacji…). Do tego jeszcze dorzucmy wlasnie ftalany ogolnie, plastik (szczegolnie BPA), itd, itp – lista niestety jest dosyc dluga :/
:) dokladnie… ja tez ciagle szukam czytam o chemii bo caly zeszly rok spedzilam na oknologii z tesciowa… 2 mlode kolezanki tez rak… moja mama…ja jestem pewna ,ze to wplyw tego co jemy ,jak jemy , jak malo sie ruszamy , malo spimy i stres… zycie jest krotkie :) pozdrawiam Cie goraco :)
Qoopka, wspolczuje tamtego roku zatem :/ Rak niestety jest rowniez stalym elementem mojego blizszego lub dalszego otoczenia (w rodzinie w PL niestety rowniez…), dlatego staram sie jak moge, by minimalizowac to, co w utrzymaniu dobrego zdrowia nie pomaga. 2 czy 3 lata temu widzialam pewien reportaz dot. miedzy innymi plastiku, ftalanow itp. i gdzie naukowcy (chyba tez z Danii wlasnie jak pisalam wyzej, ale teraz juz nie pomne…) w bardzo przypadkowy sposob doszki do wniosku, iz probki komorek przechowywane w plastikowych (a przeciez tych specjalnych, laboratoryjnych…) ‚pudeleczkach’ niestety po jakims czasie byly juz ‚rakowe’ :/
Właśnie dlatego kupiłam 2 sadzonki jagody goji i muszę powiedzieć, że świetnie zimują w naszym klimacie, owocują już w 1 roku (szału nie ma) ale już w następnym roku było tego troszkę… Myślę, że nawet jak nie ma się ogrodu można na balkonie/tarasie urządzić sobie taki mały ogródek z ziołami i mieć pewność, że wszystko będzie rosło bez chemii! pozdrawiam!
Moniko, dobrze wiedziec, ze zima im nie jest straszna! :)
Moj balkon jest niestety slabo nasloneczniony (tzn tylko po poludniu), wiec nie wszystko rosnie na nim tak jak powinno… Dla cieniolubnych po poludniu jest za goraco, a dla tych, co lubia slonce – od 14.00 jest go za malo :/
Witaj, u mnie goji rośnie w ogródku od strony zachodniej, więc też nie mają słońca cały dzień ;) owocują jesienią ale niestety są bardzo delikatne i trudno je zerwać… pierwszy zbiór zjedliśmy po umyciu na ‚surowo’ może w następnych latach jak będzie więcej owoców będę je suszyć. pozdrawiam!
Moniko, obawiam sie jednak, ze na moim balkonie (typu zacieniona loggia) i tak jest mniej swiatla niz w ogrodzie :/ Ale kto wie, moze i tak sprobuje :)
Pozdrawiam serdecznie!
Od kilku miesięcy staram się odżywiać bardziej świadomie. Nie chcę jeść pestycydów w produktach. Mam szczęście, bo tata na działce na wsi posadził 2 sadzonki jagód goi i nie tylko, co roku sami sadzimy warzywa i nie używamy żadnych nawozów. Doceniam coraz bardziej to, że mamy dostęp do owoców i warzyw bez nawozów.
Aneto, bardzo dobra decyzja! Oby jak najwiecej osob mialo dostep do tego typu produktow.
Oj, już mi je skutecznie wybiłaś z głowy!!! Jak to człowiek czasem nie wie co je, straszne!!!
Sylwio, tez bylam lekko przerazona po zobaczeniu reportazu wtedy :/
No właśnie kupiłam sok z goji i dziękuję za ten wpis, więcej go nie kupię, bo cena za 500 ml 47,50 zł a skoro pestycydy to ja przepraszam ale nie, wolę aronię, rodzimą polską pyszną, dziękuję Beo
pozdrawiam
j
Jadwigo, prawie 50 zl za 500 ml?! Zdecydowanie zatem lepiej ‚postawic’ na aronie!
No i właśnie dziś nadziałam się również na artykuł traktujący o wątpliwej zdrowotności jagód goji, o tutaj : http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/1,130513,14205997,Jagody_goji___na_pewno_wiesz__co_jesz_.html . Ja nawet ich nigdy nie próbowałam, a teraz to już wiem, że nie muszę, nie warto.
Aronię wolę, jak Ty Beo.
Pozdrawiam ciepło :)
Majano, widzialam juz ten artykul; szkoda tylko, ze nie ma tam zadnych konkretow – pani pisze wlasciwie o tym, ze tak naprawde to nic nie wiadomo ;) I druga pani specjalistka tez potwierdza, ze wlasciwie to nic nie wiadomo :D Szkoda, ze nikt nie pisze czegos bardziej konkretnego na ten temat ;)
A u nas we wtorek bedzie kolejny test – suszonych borowikow; juz sie boje… ;)
Cenny wpis! Dziękuję! Dotąd kupowałam sporadycznie, ale teraz w ogól sobie odpuszczę…
Ja też jestem zdania, że najlepsze jest to co nasze. Ale goji całkiem fajnie wychodzi w moich badaniach, muszę wreszcie siąść do napisania publikacji…
Jeżeli kupuję coś egzotycznego to raczej dla smaku: wiadomo: przyprawy, herbata, kakao czy tak jak ostatnio – karob nie rosną w Polsce. Nigdy nie przekonywały mnie te opisy cudownych właściwości niektórych produktów, właściwie to nawet mnie odstraszają bo są niewiarygodne i mam wrażenie, że chodzi tylko o to, że ktoś chce zrobić na tym interes i liczy na podatny grunt. Podchodzę bardzo sceptycznie do wszelkich takich nowinek. Już kilka miesięcy temu napisałam u siebie, „Egzotyczny miód manuka nie zachwyca mnie bardziej niż miód Kurpiowski, jagody acai czy goi bardziej niż aronia czy jagody czarnego bzu, które rosną za płotem” (hehe sama siebie cytuję:) ale Twój wpis tylko potwierdził moje przekonanie)
Dzięki za ten wpis o jagodach … zawsze miałam kompleks, że ich nie lubię, a wszyscy się tak zachwycają, tak lubią, tak ach i och … a ja taka … nie taka. Dzięki za informacje na temat ich „dodatkowych właściwości”, którymi traktują je Chińczycy. Schodzę zatem bez kompleksów po domowy sok z aronii :-) Pozdrawiam serdecznie. A jarmuż jest the best :-)
tu nawet nie chodzi o to środki którymi te owoce są spryskiwane. Po prostu niektórzy nie są przystosowani do jedzenia ich gdyż naturalnie nie rosną ona na naszych terenach. Nasz organizm różni się od Azjaty. Oni jako dorośli nie mogą pic mleka, a u nas, większość pije. Organizm niektórych z nas może źle je przyjąć gdyż nie jest przyzwyczajony do jedzenia ich. Dlatego można się ratować suplementami diety. Na http://www.nuvialab.pl/blog/goji-berry-extract-jagody-goji-zamkniete-w-tabletkach znalazłam fajny produktów, po którym na pewno nie będziemy mieć rewolucji żołądkowych, a dostarczymy zdrowotne właściwości tych jagód :)
uważam, że jedzone od czasu do czasu naprawdę dobrze wpływają na nasze zdrowie. Na chudzianka.pl/suplementy-i-sok-z-jagody-acai-i-goji-jagody-a-odchudzanie-i-zdrowie jest nawet opisane, że działają odchudzająco. Jak ktoś się boi jakiś zarazków to zawsze przed zjedzeniem może zalać je wrzątkiem. To powinno wszystko wyparzyć. Nie warto jeść ich również codziennie garściami bo jak ze wszystkim i z nimi można przesadzić…
Wszystko jest dla ludzi, ja od jakiegoś czasu kupuje w sklepie internetowym i jestem zawsze zadowolona z jakości owoców.
Ale w jakim sensie jestes zadowolona z ich jakosci – rozumiem, ze masz na mysli iz sprawdzilas w laboratorium ich zawartosc w pestycydy i srodki grzybo/owadobojcze?
Uważam, że jagody acai to samo zdrowie, czytam o nich właśnie ciekawy artykuł chudzianka.pl/jagody-acai-na-odchudzanie-recenzja/ piszą tam, że opóźniają proces starzenia się skóry i zmniejszają zachorowalność na raka.