Niedopatrzenie to wielkie, iż – mając argentyńską przyjaciółkę – wciąż nie opublikowałam przepisu na sos, bez którego Jej kuchnia by nie istniała.
Chimichurri, bo o nim mowa, to podstawowy dodatek przede wszystkim do argentyńskiej, grillowanej wołowiny (ale i do innych mięs), przygotowywanej podczas asado.
Asado to coś więcej niż weekendowe spotkanie na grilla – to prawdziwy rytuał, i dla Argentyńczyków rzecz niemal święta (więcej o asado możecie przeczytać np. tutaj – klik i tutaj).
Tutaj na zdjęciach domowy asador (grill) zbudowany przez męża Lili; to coś jak połączenie kominka z grillem i to właśnie u nich zobaczyłam go po raz pierwszy (dopiero po zbudowaniu asador ich dom stał się w 100% godzien argentyńskich, rodzinnych biesiad ;)).
Najpierw rozpala się ogień na samym środku paleniska, a następnie (‘przesuwając’ ogień obok) na rozżarzone polana opuszcza się ruszt i od czasu do czasu dorzuca się kolejne żarzące się obok węgielki, tak by utrzymać stałą temperaturę, jednak bez niepotrzebnego ‘palenia’ mięsa bezpośrednio płomieniami. Mięso jest soczyste i aromatyczne, świetnie upieczone i nigdy nie ‘zwęglone’.
Wracając do sosu – można powiedzieć, że chimichurri to argentyńska wersja salsa verde (nie mówcie jednak nigdy Argentyńczykom, że to tylko inna wersja pesto, będą bowiem wtedy mocno oponować ;)). Nie ma jednego słusznego przepisu na chimichurri (właściwie ile domów i ilu kucharzy, tyle receptur…), bazą była jednak zawsze natka pietruszki, ewentualnie oregano (dodajemy go stosunkowo mniej niż pietruszki), czosnek (duuużo czosnku!), papryczka chilli (świeża lub sproszkowana / w płatkach), oliwa i ocet. Tradycyjnie zioła siekamy razem z czosnkiem (tutaj – klik możecie zobaczyć jak sprawnie to idzie jednej z pań ;)), a później mieszamy je z oliwą / olejem i doprawiamy do smaku. Niektórzy do sosu dodają również świeżą kolendrę (to moja ulubiona wersja), ale również np. bazylię czy szczypior; jeśli sos ma być dodatkiem do ryby – zamiast octu używa się soku z cytryny.
Poniżej moja wersja, proporcje jednak należy dostosować do Waszych upodobań (a czosnku dodać więcej / mniej, w zależności od tego, jak mocny chcemy otrzymać sos).
(a jeśli interesuje Was geneza samej nazwy sosu, zerknijcie tutaj – klik)
1 pęczek pietruszki
½ pęczka kolendry
1-2 łyżki listków oregano (można pominąć)
4-6 ząbków czosnku
½ czerwonej cebuli (można pominąć)
1 mała papryczka chilli (lub suszone płatki chilli, do smaku)
otarta skórka z limonki lub cytryny (mój dodatek)
ok. 3 łyżki octu (używam czerwonego winnego) lub sok z limonki / cytryny, do smaku
ok. pół szklanki oleju / oliwy
sól, pieprz (do smaku)
Umyte i osuszone zioła siekamy bardzo drobno z czosnkiem (czosnek możemy też dodać przetarty przez praskę). Cebulę i chilli drobno szatkujemy. Mieszamy wszystkie składniki dodając tyle oleju / oliwy, by otrzymać odpowiednią dla nas konsystencję (niektórzy dodają również nieco wody), a następnie doprawiamy do smaku octem / sokiem z cytryny, solą i pieprzem. Odstawiamy sos w chłodne miejsce na minimum kilka godzin (często odstawia się go na całą noc, a nawet dłużej, by smaki dobrze się ‘przegryzły’).
Niestety piękny, zielony kolor sosu nieco szarzeje z czasem, ale taka już jego uroda ;)
Dla mnie chimichurri jest najczęściej dodatkiem do ryby (tym razem były to grillowane steki z tuńczyka), dlatego zamiast octu używam soku z limonki / cytryny. Sos jest niezwykle aromatyczny i idealnie pasuje nie tylko do mięs czy ryby, ale również jako dodatek do warzyw (czy np. do tofu, które potrzebuje wyrazistych w smaku dodatków), a w Argentynie jest on również dodatkiem do choripán – kanapki na ciepło z argentyńskim chorizo, którą kupić można od ulicznych sprzedawców (czyli mamy tradycyjny, argentyński street food ;)).
* * *
‚
Drugim bardzo popularnym w Argentynie dodatkiem do mięs jest salsa criolla, czyli sos kreolski. To mieszanka drobno posiekanej surowej papryki (czerwonej i zielonej lub tylko czerwonej), pomidorów, cebuli (używam czerwonej), czosnku, natki pietruszki oraz – jak wyżej – octu, oleju / oliwy (ewentualnie również nieco wody) + sól i pieprz do smaku. Przyznaję, iż ja akurat za tą wersją zbytnio nie przepadam, gdyż po pierwsze – nie lubię i nie trawię surowej papryki, tym bardziej zielonej (lo lamento Lili! pero no me gusta…), dlatego gdy od czasu do czasu robę tego typu sos dla siebie, przygotowuję go z dodatkiem pieczonej czerwonej papryki (tak jak do peperonaty – klik), ale nie śmiem już go wtedy nazywać salsa criolla… ;)
‚
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego tygodnia!
(a Agacie dziękuję za motywację i inspirację :))
‚
Taki grill to spełnienie marzeń!!! A z sosem trzeba będzie się zapoznać :)
Ugotujmyto – zakochalam sie w tym grillu :) w sosie zreszta tez ;)
Beo, bardzo się cieszę, że „zmusiłam” Cię do popełnienia tego ciekawego wpisu :-). Aż mi się zamarzył taki grill… Asador jest wspaniały, oglądałam podobne na południu Hiszpanii.
Teraz ja z kolei bardzo Ci dziękuję za inspirację !
Pozdrowionka :-).
W takim razie zyczmy sobie wzajemnie domu z ‚assadorem’ oraz moze rowniez z pieknym, chlebowym piecem :))
Pozdrawiam!
Oj taaak, z piecem chlebowym… się rozmarzyłam ;-)
Ja rowniez sie rozmarzylam… (i do tego – dla mnie – najchetniej w Toskanii ;))
Myslę, że wszyscy sie rozmarzyli :P
Niech będzie Toskania :-)
O bardzo przepraszam! Piec chlebowy z cegły szamotowej to moje marzenie ;)
A salsa criolla,oczywiście bedąc w pełnej niewiedzy, zrobiłam sobie dzisiaj i w połaczeniu z kasza bulghur pożarłam na obiad.
Czas na chimichurri, zwłaszcza, że ostatnio ośmieliłam się i smażę swoim domownikom steki z polędwicy, antrykotu czy rostbefu. Można wreszcie dostać i u nas dobre mięso. Ja,niestety, tylko czasmi mam ochotę spróbować kęs takiego specjału. Ale za to takiego sosu sobie z pewnościa nie odmowię.
Wislo, w takim razie moze zbudujmy jeden wspolny piec? Bedziemy sie spotykac w wakacje i wypiekac od rana do wieczora :))
Co do stekow – ja nigdy nie przepadalam za tego typu miesem, tym bardziej za srednio / lekko tylko wysmazonym. Na moje nieszczescie dwa lata temu w Danii poszlysmy z kuzynka do pewnej restauracji, ktora slynie ze swietnego miesa i… calkowicie zmienilam tam zdanie! Bylam pewna, ze nie zjem mojej porcji, a tu okazalo sie, ze najchetniej zjadlabym podwojna /tu czerwieniaca sie ikonka…/.
Calkiem niedawno polubilam steki z tunczyka (z certyfikatem WWF, tylko takie kupuje), ale koniecznie jak najmniej wysmazone, typu ‚medium rare’, choc i tak mimo wszystko mieso i ryby to rzadkosc na moim stole…
Mam nadzieje, ze chimichurri Ci posmakuje (i Lili sie ucieszy, bo dopytuje mnie teraz, czy ktos z czytelnikow juz przetestowal ;)).
Pozdrawiam!
Jak już zbudujecie ten wspólny piec to do Was chętnie dołączę ( mam nadzieję , że mnie przyjmiecie). Wspominam grille z Brazylii i restauracje, które specjalizują się w takich specjałach. Do tego ten sos Beo….musi smakować wybornie. Pozdrawiam serdecznie …odezwij się ;)
Malgosiu, dodatkowo w Twoim towarzystie?! Toz to by byla prawdziwa przyjamnosc :))
(ps. wyslalam maila wczoraj wieczorem…)
To już jak opisujesz Argentyńskie zwyczaje, to „asador” to jest w Hiszpanii, w Argentynie to „parrilla”. W każdym domu z ogródkiem, w Argentynie stoi „parrilla” podobna jak ta na zdjęciach, są najprzeróżniejsze, własnego pomysłu i wykonania (tzn. nie jest to prefabrykat kupiony a Castoramie) chyba, że „postęp” też dotarł do Argentyny. Asado, czyli „grill”, urządzany jest, przeważnie w niedzielę, między sąsiadami na osiedlach domów jednorodzinnych, w domu któregoś z sąsiadów. Asado należy do panów, którzy przy parrilla popijają winko i zagryzają salamin,em (kiełbasa salami), oliwkami. serem. a panie plotkują w domu i do nich należy deser.
Witaj Banito, Liliana jest Argentynka z krwi i kosci (jej maz i cala ich rodzina rowniez) i potwierdza, ze w Argentynie uzywa sie obydwu nazw, choc w jej regionie i w jej rodzinie czesciej jednak funkcjonuje ‚assado’ niz ‚parilla’ (tym bardziej, ze parilla to dla nich tylko grill, ta metalowa ‚kratka’, a assado to caly ten ‚piec’ oraz nazwa grillowej biesiady, a dodatkowo mianem ‚assado’ okreslaja rowniez mieso, ktore umieszcza sie wlasnie na grillu. A ze Argentyna jest dosyc duza, to w roznych regionach funkcjonuje rozne nazewnictwo.
Pozdrawiam
Xaldster – Lili dopytuje, czy zdjecia grilla sie czytelnikom podobaja / przydaja, dziekuje wiec za potwierdzenie :))
Przeciekawy wpis:) Szczęściara z Ciebie, że masz takich znajomych:)
Zuziu, to wlasnie jeden z plusow mieszkania w Szwajcarii – sporo miedzynarodowych przyjaciol i znajomych :)
Ten sosik będzie świetnym dodatkiem do następnego grillowego spotkania :) Pozdrawiam
Kamilo – jestem pewna, ze idealnie sprawdzi sie na waszym grillu :)
Pozdrawiam!
Chimichurri, jaka to ładna nazwa :) słyszałam ją wcześniej, ale nie kojarzyłam, że to chodzi o taki sos, natka i czosnek – już lubię :))
Jswm – wymawianie nazwy sosu na francuska modle jest dosyc zabawne, gdyz ‚ch’ zamiast ‚cz’ wymawiaja tutaj z francuska ‚sz’, no i do tego francuskie ‚u’… ;)
Wiesz, Argentynczycy uwazaja, ze dobre mieso nie potrzebuje zadnych dodatkow i czesto najchetniej zjadaja je nawet bez tego sosu, ja jednak chetnie po niego siegam :)
Pozdrawiam!
Trafiłaś idealnie właśnie namówiłam męża na wybudowanie grilla na dzikich polach, więc taka podpowiedź, poparta zdjęciami bardzo się przyda. Wszakże mężczyźni są wzrokowcami.
Dzemdzus, zycze wiec, by projekt zostal zrealizowany! I wtedy wprosze sie do Was na grilla ;)
Serdecznie zapraszamy
:)
Aż zrobiłam się głodna!:-) Koniecznie muszę wypróbować przepis.:-)
Pingback: Owocowa salsa, nie tylko na grilla | Bea w Kuchni
Próbowałam uniknąć kolendry i robiłam z trochę innego przepisu.
Jednak coś było nie tak i pewnie ten brak kolendry był problemem :( Masz pomysł na co można by to zamienić? Niestety ani grama nie przełknę.
W takim razie moze tylko pietruszka i swieze oregano? Oczywiscie oregano sporo mniej niz pietruszki.
Witam, w tytule jest błąd :-)) chi mi churri jest używana w całej Ameryce Południowej i jest stosowana przy potrawach mięsnych smażonych pieczonych gotowanych i rybnych. Miałem to szczęście że spożywałem tą przyprawę w Urugwaju Argentynie Chile i choć cały czas eksperymentuję zawsze czegoś mi brak w smaku w stosunku do oryginału. Może to że przyprawy tam rosną i dojrzewają w słońcu w naturalnym klimacie daje inny specyficzny smak nie wiem.:-)))