Mimo iż dzisiejszy przepis przyjechał ze mną z ostatnich duńskich wakacji, to duńskich elementów ma w sobie raczej niewiele. No może poza pewną osobliwością na temat jednego z jego składników, a mianowicie łodyg selera…
Dopiero w tym roku po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że Duńczycy w kuchni najchętniej używają samych ‘gołych’ łodyg selera, a niektórzy jego liście traktują prawie jak truciznę ;) Nawet w barach serwujących soki ze świeżych warzych i owoców byłam świadkiem odrywania i wyrzucania (o zgrozo!!!) liści, a pozostawiania do przetworzenia samych łodyg właśnie. Nie wiem, czy to tylko ewenement czy też może szerzej rozpowszechnione w Danii zjawisko, u mnie jednak seler pałaszowany jest w całej swojej okazałości, w poniższej sałatce również :)
Muszę przyznać, iż przed pierwszą degustacją miałam pewne obawy co do dodatku selera w tym przepisie i oczami wyobraźni najchętniej widziałam tu olbrzymi pęczek świeżej kolendry ;) Jednak jako dobrze wychowany gość jem co podają :D dzięki czemu odkryłam, iż lekko anyżkowo-cytrynowy i niezwykle orzeźwiający posmak selera idealnie pasuje do pozostałych składników tej sałatki (zresztą szefowie kuchni polecają jego dodatek dla uzyskania lub wzmocnienia smaku umami). Nie ulegajcie więc pokusie zamiany selera na inną zieleninę i spróbujcie choć raz tej oto wersji.
Poniżej moje tłumaczenie z niewielkimi zmianami, a dla zainteresowanych lub władających językiem duńskim – oryginał tutaj – klik (z dedykacją np. dla Pożeraczki Gin :)).
Sałatka z kurczakiem, komosą, awokado i selerem
(praktycznie wszystkie składniki – poza przyprawami tym razem – są u mnie ekologiczne)
1 kurczak (u mnie tylko piersi lub mięso z podudzia)
1 – 2 łyżki oliwy / oleju
1 łyżka curry
szklanka (250 ml) komosy (u mnie dwukolorowa)
500 ml wody
otarta skórka z ½ cytryny (+½ do wersji końcowej)
¼ łyżeczki kurkumy
1 łyżeczka kolendry (lub curry)
3 większe lub 4 mniejsze łodygi selera
30 – 50g migdałów (używam płatków)
30 g daktyli
2 – 3 awokado
sok z cytryny (do skropienia)
sól
Jeśli używamy całego kurczaka :
Piekarnik rozgrzać do 190°. Kurczaka podzielić na części, natrzeć olejem / oliwą oraz curry, umieścić na blasze, posolić i piec przez ok. 40 minut.
Jeśli używamy np. piersi / filetów :
Umyte i osuszone mięso pokroić na mniejsze części, posolić, wymieszać z olejem / oliwą i curry, szczelnie przykryć i odstawić na ok. pół godziny w chłodne miejsce. Następnie usmażyć na rozgrzanej patelni (ewentualnie z dodatkiem większej ilości tłuszczu, u mnie np. olej kokosowy; możemy też dodać tu nieco sosu sojowego).
Komosę dokładnie wypłukać kilka razy w zimnej wodzie, odsączyć na sicie i ugotować w podwójnej objętości wody, z dodatkiem otartej skórki z ½ cytryny, kurkumy oraz kolendry (lub curry), przez ok. 12 – 15 minut (aż pokażą się typowe dla ugotowanej komosy ‘sprężynki’), posolić pod koniec gotowania.
Łodygi selera wraz z liśćmi drobno posiekać (jeśli łodygi są dosyć wyrośnięte, możemy je po posiekaniu zblanszować, a następnie dokładnie odsączyć / osuszyć).
Migdały zrumienić na suchej patelni, daktyle pokroić.
Awokado pokroić w kostkę, skropić sokiem z cytryny i lekko posolić.
Wymieszać komosę z posiekanym selerem, migdałami, daktylami i ewentualnie dodatkową porcją otartej skórki z cytryny . Serwować z upieczonym / usmażonym kurczakiem oraz z kostkami awokado.
W oryginale serwujemy tu również jogurt, ja jednak skrapiam całość sosem pozostałym ze smażenia kurczaka.
Uwagi :
- w wersji wege kurczaka możemy zastąpić np. tofu (używam wędzonego) czy wegetariańskimi nuggetsami
- jeśli nie lubicie słodkich dodatków, to możecie pominąć daktyle
- jak pisałam wyżej – w oryginale danie serwuje się z dodatkiem jogurtu, jeśli jednak go pomijamy, to możemy wymieszać sałatkę np. z dodatkiem jakiegoś dobrego, tłoczonego na zimno oleju / oliwy i odrobiny soku z cytryny, komosa ma bowiem niestety sama w sobie dosyć suchą konsystencję
‚
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia!
‚
Przepis bardzo mi się podoba i chętnie go wykorzystam w najbliższym czasie. Zastanawiam się czy nie mam duńskich genów ;D pozdrawiam
No wszystko mozliwe Malgosiu!! :D
Bardzo podoba mi się przepis, wypróbuje przy najbliższej okazji :) Seler lubię i dodaję do potraw :)
Kamilo, jesli lubisz seler to tym bardziej polecam! :)
Beatko sałatka doskonała:)
Dziekuje Jolu! :*
Dzień dobry! Mam pytanie ‚dyniowe’. W Biedronce właśnie pojawiła się dynia w przystępnej cenie i ciekawie mnie, jaki to gatunek (i czy mogę spokojnie zrobić z niej puree). Wygląda o tak: http://cdn.biedronka.pl/__2015/39A/taktylko/dynia_4x2.jpg
Pozdrawiam :)
Kasiu, niestety link sie u mnie nie otwiera, wiec nie pomoge…
bardzo ciekawa propozycja :)
Zrobiłem. Właśnie zjadłem. Pyyyyszna! Bardzo wyważona, delikatna, treściwa. Seler chrupie, kurczak wprowadza lekki pazur. Na pewno jeszcze zrobię. Dzięki! :)
Xaldster, na Ciebie zawsze mozna liczyc! Ciesze sie, ze kolejny przepis sie przydal :) Widzialam zdjecie – wszystko wyglada bardzo apetycznie!
Pozdrawiam i milej niedzieli zycze :)
Sałatka wyborna. Zamierzam ją sobie przygotować niebawem i podzielę się swoimi odczuciami:-) Pozdrawiam serdecznie:-)
Marzeno, daj prosze znac po degustacji czy smakowalo :)
Pozdrawiam!
Ach, dziękuję :)
Tak, Duńczycy boją się selerowych liści – nie pytaj mnie, dlaczego. Jak je dodałam do sałatki z łodygami, C. chciał je wydłubywać i się dziwnie na mnie patrzył. Cóż – co kraj, to obyczaj, czy jakoś tak… ;)
Bardzo lubię selerowy, charakterystyczny smak. Nadaje daniom ciekawego posmaku :) Swoją drogą, C. nie może się nadziwić, że seler anyż lubię, a na lukrecję nawet patrzeć nie mogę…
Alez prosze :))
Ciekawe z tymi selerowymi liscmi, prawda? No ale faktycznie, co kraj to obyczaj :)
Ja za lukrecja nie przepadam zbytnio, ale jesli jej smak jest delikatny i dyskretny, to przezyje ;)
A tak a propos lukrecji jeszcze, to podczas sierpniowego pobytu w Kopenhadze bylam ze znajomym w pewnej wloskiej restauracji i ku jego przerazeniu – na deser byla jego ukochana panna cotta, ale w nieco ‚zdunszczonej’ wersji… z lukrecja wlasnie; okazalo sie jednak, ze kelnerka miala spora sile przekonania, wiec zgodzil sie deser przetestowac ;) I okazalo sie, ze nie bylo tak zle! Byla ona z dodatkiem czarnej porzeczki i oleju estragonowego i calosc smakowala ponoc bardzo ciekawie (ja z wiadomych przyczyn niestety nie moglam sprobowac :/ ). Po degustacji stwierdzil on jednak, ze mimo wszystko eksperymentu raczej nie powtorzy :D
(ja mialam w zamian pyszny sorbet grejfrutowy :))
Pamiętam, jak robiłam sernik na zimno dla znajomych C., z lukrecją właśnie. Niechcący oblizałam łyżeczkę… Dwie szklanki wody duszkiem wypiłam ;)
A później wszyscy jedli i się zachwycali, a gdy na pytanie dlaczego ja nie jem, zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie lubię, patrzyli na mnie jak na kosmitę ;) Tutaj małe dzieci lukrecjowy proszek paluszkami z pudełka wyjadają, jak my kiedyś oranżadę w proszku ;)
I choć panna cottę lubię bardzo, takiego deseru bym nie zjadła… C. ostatnio chciał kupić książkę o gotowaniu z lukrecją, ale wtedy musiałabym zacząć się żywić poza domem ;)
Pingback: Seler i gruszka. Sok. | Bea w Kuchni