Dziś ciąg dalszy bezjajecznych i bezmlecznych eksperymentów.
Jakiś czas temu rozmawiałam wirtualnie z Atinką a propos innych możliwych zastosowań dla musu rabarbarowego. Jako, że regularnie mam go trochę ‘na zbyciu’, staram się używać go jako dodatek do wszelakich ciast czy deserów (dawniej do naleśników czy gofrów, jednak od czasu aktualnej alergii nie próbowałam jeszcze tego typu dań w wersji bez jajek i mleka).
Ostatnio postanowiłam ‘ożenić go’ z czekoladą, kokosem i truskawkami. Mariaż ten okazał się na tyle udany, że z całą pewnością powtórzę eksperyment :)
Poniższy deser mogę bardziej porównać do musu niż do ciasta, jednak do musu o (niestety) nieco bardziej zwartej konsystencji niż taki klasyczny, z dodatkiem ubitych na pianę białek na przykład. Jednak jak się nie ma co się lubi… ;)
*
Czekoladowo-rabarbarowa ‘zapiekanka’ z truskawkami
na 2 indywidualne foremki o średnicy 14 cm
ok. 250 g rabarbaru
70-80 g cukru
1 łyżka wody
Rabarbar umyć, osuszyć, pokroić, przełożyć do rondelka, dodać cukier i wodę i gotować na wolnym ogniu do miękkości; następnie zmiksować i pozostawić do wystygnięcia.
50 g gorzkiej czekolady
5 łyżek śmietanki kokosowej
60 g cukru pudru (u mnie zmielony jasny trzcinowy)
5 łyżek musu rabarbarowego
20 g wiórków kokosowych
20 g maizeny
6 dość dużych truskawek
(opcjonalnie możemy dodać również np. otartą skórkę z cytryny lub pomarańczy czy np. nieco startej tonki)
Piekarnik rozgrzać do 180°C.
Czekoladę rozpuścić (najlepiej w kąpieli wodnej), następnie lekko ją przestudzić, po czym dodać śmietankę kokosową, cukier i mus rabarbarowy i dobrze wymieszać. Dodać maizenę i wiórki kokosowe i ponownie dobrze wymieszać. Truskawki umyć, osuszyć i przekroić na pół. Masę wlać do lekko natłuszczonych foremek i ułożyć na niej połówki truskawek. Piec ok. 25 minut.
*
Beo, cudowna kreatorko!
Tylko jedno pytanie posrod zachwytu, posypalas calosc pistacjami, nie myle sie? Uwielbiam to polaczenie. Pozdrawiam serdecznie i z usmiechem, anna
wygląda cudnie :)
Wygląda bosko! A czy zamiast rabarbarowego musu mogę wykorzystać np. drzem? Dostałam słoiczek takiego, z którym kompletnie nie wiem, co zrobić.
Pozdrawiam
Bardzo ciekawy przepis…jakby jeszcze bez cukru…ale to juz nie byłby deser, a ja wciąż na diecie i tylko mogę popatrzeć! ale dla rodziny może zrobię bo mają ochotę na coś czekoladowego….pozdrawiam i wciąż podziwiam Twoją inwencję!
Beatko, spoglądając na tak pięknie podany deser, można by pomyśleć, że zawiera wszystko, czego tak naprawdę nie zawiera. :) Kto by się domyślił, że tam jajek nie ma…
Piękna fotka! :)
Ściskam gorąco! :**
Wow, Beatko jakie cudo!
Bez pytań rzuciłabym się na taką miseczkę z łyżeczką i zjadała! :)) Mniam:))
to coś idealnie dla mnie :)
Wygląda bosko! Świetnie sobie radzisz mimo alergii. Trudno uwierzyć, że można wyczarować takie cuda bez jajek i mleka.
Pozdrawiam.
Bea, wiedziałam ,że wspaniale sobie poradzisz z swoja dieta ,ale moje oczekiwania ten deser przerósł
Wygląda wręcz zjawiskowo
Musi być pyszne, a przy tym tak nieskomplikowane…
W takich chwilach żałuję, że w moim domu tylko ja wielbię czekoladowe wypieki ;)
Wygląda naprawdę super :) Chętnie wypróbuję :) Pozdrawiam i zapraszam na wegańskie drożdżówki :)
Dziękuję za wizytę kochani! Miło mi, że i ten nieco ‘specyficzny’ deser Wam się podoba :)
* * *
Tak Anno, posypałam pistacjami właśnie by dodać deserowi trochę koloru ;)
Usagi, myślę że bez problemu możesz użyć tego dżemu; spróbuj go najpierw, by ewentualnie dodać mniej / więcej cukru do masy. A jeśli dżem jest dosyć gęsty, to dodaj np. jedną łyżkę śmietanki więcej.
Kass, zamiast cukru możesz użyć syropu z agawy, który nie podnosi IG, można więc spożywać go nawet będąc na diecie (ja właśnie tak robiłam, z dużym powodzeniem :)). Dodaj ewentualnie trochę więcej wiórków kokosowych, syrop bowiem spowoduje, że konsystencja masy będzie nieco rzadsza. Udanych eksperymentów życzę :)
Dziękuję serdecznie Imoen :) Miło Cię ponownie gościć :)
Witaj Kostko :) Wiesz, takie dwie małe porcje możesz spokojnie zrobić dla siebie samej ;)
* * *
Pozdrawiam serdecznie !
A ja tam mogę być na takiej diecie. Wspaniała Beo. Mus rabarbarowy też mam jakoś w zbyt dużych ilościach – tym bardziej, że jadam go sama w domu.
Ze mnie co prawda ani alergiczka, ani weganka – ale na taki deser, to skusiłabym się bardzo chętnie. ;)
Mmm… Twoje przepisy będą jak znalazł, kiedy zawita u nas mój wegański szwagier. Wegetariańska teściowa i szwagierka problemów żywieniowych mi nie sprawiają, ale szwagier to już dla mnie wyższy stopień wtajemniczenia :) A tak, proszę bardzo!
Ślę uściski! M.
P.S. Ja jak zwykle zachwycam się ślicznie dobranym zdjęciowym tłem.
PODZIWIAM!!! wielu z nas narzekałoby tylko na swoją alergię a Ty proszę… szalejesz :)
Może dobrze się złożyło, że ta nieszczęsna przypadłość przydarzyła się komuś o tak bogatej fantazji kulinarnej jak Tobie, bo ktoś inny by sobie tylko pojęczał za utraconymi przysmakami, a tak, to po prostu dokonujesz cudów (ha, właśnie widzę, że myniolinka napisała prawie dokładnie to samo, ale niech tak już zostanie). Zapiekanka wygląda pysznie, jej „musowatość” wcale mnie nie zniechęca.
Beo śliczne i zdjęcie i deser :)
Pozdrawiam ciepło :)
Bea powstała pewna katastrofa i nie mam juz BLOGA na bloxie. ten adres ma teraz ktos inny i to nie jest moj blog. Bede miala teraz nowego, ale troche czasu uplynie az ochłnę, i cos zaczne tam pisac
Pozdrawiam Cie
Agnieszka An
http://chatkawogrodzie.blogspot.com/
Wow! Pieknie i tak czekoladowo, ze trudno sie oprzec.
Kilka tygodni temu odkrylam, ze chyba mam uczulenie na mleko. Po jego odstawieniu przestalam miec krosty na calym ciele. I raczej tez musze je odstawic.
Beatko, mimo, że nie zaliczam się ani do alergików ani wegan, to na taki deser piszę się jak najbardziej :-)
Uściski!
PS. A co do zdrowia, to tylko nos (czasem zatkany, czasem zakatarzony) szwankuje, a tak to ok :-) Dziękuję!
Jak tak wygląda dieta alergika, to ja się zapisuję :D
Beatko, pięknie.
Pozdrawiam ciepło
M.
Kolejne zdjęcie u Ciebie, które zachwyca i danie, które wywołuje pragnienie. Podziwiam inwencję i pomysłowość.
O jakie pyszności! Widzę, że nasza rozmowa zaowocowała powstaniem cudownego deseru :) A wiesz ja upiekłam sernik z musem rabarbarowym :) Wiem, że jajek nie możesz, ale wirtualnie Ci chyba nie zaszkodzą;) Zapraszam na kawałeczek :)
Pozdrawiam!
jejku! jakie u Ciebie ostatnio smakowitosci, ze tez nie bylo mnie tu tyle czasu!! a deser ten jest niesamowicie oryginalny! rabarbar, czekolada, kokos… i jeszcze jestem ciekawa tych lodow rabarbarowych. robilas? pozdrawiam :-)
i znów.. i znów pysznie u Ciebie niesamowicie.
Beatko, wspaniale wyglada to Twoje ciasto, nic tylko biec na targ po rabarbar i robic! piekne zdjecia:)
pozdrawiam
Piękne, piękne, a do tego jeszcze z ostatnio odkrytym przeze mnie rabarbarem…:)
Nie wierzę, ze bez jajek da się tak ładnie i słodko! ;)
Cudnie to wygląda!:-)
Ja jeszcze nie próbowałam w tym roku truskawek:))
Pozdrawiam cieplutko!
To nie jest na temat, ale co z tego ;) zniechęcona ogromną ilością roszponki, które ciągle była w opakowaniu, mimo, że wydawało mi się, że tyle już zjadłam, przypomniałam sobie o zupie, którą kiedyś pokazywałaś i całe szczęście :) Następnym razem bardziej ją doprawię, ale poza tym była naprawdę dobra i nigdy nie będę już musiała zastanawiać się, czy mam ochotę jeść sałatkę z roszponką przez trzy kolejne dni. Pozdrowienia
Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze ! I przepraszam, że odpisuję dopiero dziś…
* * *
Marchewko, też mi się to kiedyś wydawało skomplikowane, teraz na szczęście już trochę mniej ;)
KaroLino, ja też sobie czasem trochę pojęczę ;) Ale nie jest tak źle. Choć jest ‘inaczej’ ;)
An, przeraziłam się gdy przeczytałam po raz pierwszy Twoją wiadomość… Tak jak pisałam u Ciebie – współczuję bardzo :(
I trzymam kciuki za nową blogspotową Chatkę ;)
Ewo, może faktycznie ? Spróbuj odstawić produkty mleczne na jakiś czas i zobacz, czy będzie różnica.
Gosiu, cieszę się, że to tylko nos w takim razie ;)
O tak Atino, na taki sernik miałabym wielką chrapkę ;)
Cudawianko, jeszcze nie robiłam i chyba muszę się sprężyć, zanim się rabarbar skończy…
KaroLino, cieszę się, że pomysł zupy z roszponki i Tobie się przydał :) Też nie lubię jeść przez kilka dni tego samego ;))
*
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
twoj blog jest przepiekny! zachwycam sie od pol godziny zdjeciami i przepisami! marzenie!
wracam niedlugo!
justyna
Wygląda nieziemsko :) Palce lizać! Nie mogę uwierzyć, że można coś takiego upiec bez jajek!
Witaj Justyno! Milo mi niezmiernie, ze Ci sie w Mojej Kuchni spodobalo :) Zapraszam ponownie i pozdrawiam :)
Kulinarne fajerwerki, tez kiedys nie myslalam, ze mozna ;)
Pozdrawiam!
deser piękny,ale niekoniecznie dla alergików i wegan:(czekolada jest silnie alergizująca i do tego zawiera mleko w proszku, nie mówiąc już o truskawkach, które uczulają jak tralala…więc prawdziwi weganie i alergicy zjeść tego nie mogą:(:(:(
Witaj Mimbla! Nie stworzylam tego przepisu z mysla o alergikach ogolnie, a – nieco egoistycznie ;) – z mysla o mojej aktualnej alergii (o ktorej wspominalam czytelnikom bloga we wczesniejszych wpisach), opis ten bylby jednak stanowczo za dlugi na tytul posta ;). Jesli wiec ktos jest tak jak ja uczulony tylko na produkty mleczne oraz na jajka – przepis ten moze mu sie przydac.
Pozdrawiam!